Zaczynam rozumieć Charlesa. Zwycięzcy nie mają łatwego życia. Wystarczy tylko, że widzieli tyle zła na arenie. Kanibala. Psychopatę. Który odgryza palca twojej sojuszniczce.
Nie nie nie nie nie nie nie! Zasłaniam oczy dłońmi. dłońmi mordercy. Nie chcę już widzieć niczego więcej. Raz, dwa, trzy, wariujesz ty! Śmieję się nerwowo. Chwila, kto to? Mama? Chcę zapamiętać wszystkie szczegóły. Ta kobieta po której odziedziczyłam brązowe oczy i włosy, i praktycznie wszystko, stoi przede mną. Ubrana w kwiecistą, zwiewną sukienkę i sandałki. Wystarczy wyciągnąć rękę, mogę jej dotknąć... Mamo, już do ciebie idę! Już prawie, już zaraz poczuję rytm jej serca...
BUM!
Odskakuję do tyłu. Co to było? Chwila, zapominam gdzie jestem. To arena. Głodowe Igrzyska. A właśnie zginął kolejny człowiek.
Ja nie chcę, ja nie chcę, ja już nie chcę. Zaciskam oczy. Co się ze mną stało? Płaczę. Płaczę, bo ten świat jest nienormalny i psychiczny. Bo dzieci w wieku sześciu lat tracą rodziców, rodzeństwo, bo szaleją na arenie, a potem już nigdy nie są normalne. Witamy w Panem! Tutaj możesz zginąć zanim mrugniesz! Śmieję się, rechoczę. To jest takie głupie. Ja jestem głupia. I arena. I ojciec. I... mamo, gdzie jesteś? Stałaś tu przed chwilą, przyjdziesz do mnie? Proszę, pomóż mi przez to przejść... - pochlipuję. Pojawia się! Jesteś! Tutaj, przede mną! Przyszłaś! Mamo, już lecę!
Co się dzieje? Czemu nie odpowiada na takie powitanie? Stoi sobie w tym lesie i co? Robi krok. Krok do tyłu. Nie uciekaj, już biegnę! Przedzieram się za nią, aż docieramy do jeziora. Mamo...? Mamusiu...? Gdzie jesteś? Boję się... Chodź do mnie... proszę.
><**>
Jest już tydzień na arenie. Co ona robi? Raz płacze, a raz się śmieje, raz patrzy na wszystko przytomnie, a już później zaciska oczy. Majaczy coś, coś o swojej mamie. Szybko przebiega przez las, znajduje źródło wody, a potem odwraca się na wszystkie strony, jakby czegoś szukała. Siada i płacze, płacze, a potem rechocze. Chwilę później jakby uświadamia sobie gdzie jest i nabiera wody do butelki, a później śpiewa coś. Bierze nóż i zabija królika, tylko po to, żeby zaraz przestraszyć się krwi i obwiniać o zabójstwo. Co się z nią dzieje? Załamała się po śmierci małej? Czy... Już wiem. Przecież. Widziała jak ją torturował, ten chłopak z mojego dystryktu. To przez to. Straciła zmysły. Nie, nie chcę tego. Chowam twarz w dłoniach. Dobrze, że zabili tego psychola. Zostało sześć osób na arenie. Chłopak z jedynki, dwójki i siódemki, para z czwórki, i ona. Zbliżenie na zawodowców. Rozdzielają się. Jedna z nich idzie w jej stronę, ale ma jeszcze kilkanaście kilometrów. Wygraj, wygraj, wygraj...
><**>
Mamo? Mamo, jesteś tam? Hej-hooo! Mamuś, mamusiu, potrzebuję cię!
Ej, dobra, to jest dziwne. Idę coś zjeść. Gdzie ja wyrzuciłam tego królika...
Króliczek! Kicu-kicu! kic, kic, kicu, kicu! hop hop hop! Króliczeeek!
Spokojnie, przecież jeszcze nie tracę zmysłów, prawda? To jest głupie...
Hej, czy na siedząco można tańczyć? Tańcu - tańcu, hop i obrót!
Skup się! Woda, umyj się, umyj się, idź do wody, umyj się, musisz się umyć.
OOO! WODA! hihihi! można się popluskać, woda jest mokra i czysta!
Teraz ręce, nogi... Bardzo dobrze. Idź do plecaka, zwiąż włosy i zjedz coś.
III!!! Mam chlebek!!! Jupi- jupi! ugryź. przeżuj. połknij. ugryź. przeżuj.
połknij. ugryź. przeżuj. połknij. mniam, mniam, a da się połykać z otwartymi
ustami? Aaaaaeeaeegh, chyba nie. Dobrze. Weź nóż, tam jest wiewiórka,
ruuuda wiewiórka!!! śliczna! rzuć w nią. Wyceluj i... brawo!
Co się stało?! zwierzątko! Nie żyje... Podejdź do niej, teraz ją wypatrosz.
OFUJOFUJOFUJ! o matko, co to? taak, dobrze, teraz rozpal małe ognisko.
MARTWE ZWIERZE MARTWE ZWIERZE! drewno, tak, jeszcze kilka
patyków, dasz sobie radę... Brawo! AAAA! Ogień! matko! Właśnie, gdzie mama?
Teraz upiecz wiewiórkę... Poszła sobie, ona mnie nie kocha... chlip!
Taak, bardzo dobrze, moja własna matka, okręć go i, mnie nie kocha!
Jeszcze tylko kilka, hihihi, przecież moja... minut, obiecuję, że, matka, hihihi
szybko to... hihihihihi!
- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzeszczę. Chwila, co ja zrobiłam? Teraz każdy trybut...
TRY- BUT hahaha! śmieszne słowo, TRRRRY-BUUT! hahahiahiahihi!
Chowam twarz w dłoniach. Co się ze mną dzieje? Chwila, wiewiórka!
hihihi! ptaszek! ćwir, ćwir! Patrzy się na mnie oczami... OCZY! jejku, nie...
Mogę już ją zjeść. Powoli, jakby z namaszczeniem gryzę tłuste mięso...
Oczy... Ta biedna dziewczynka ich nie miała po kilku minutach... chlip! to straszne...
Nie zdawałam sobie sprawy z tego jaka jestem głodna. Tłuszcz spływa mi po brodzie...
Tu są drzewa! i ptaki! I jeziorko! I wiewiórki! I króliczki! I kwiatki!
Właśnie. Drzewa? Jezioro? Skąd? Jestem w... lesie. Dużym, iglastym lesie...
Hihihi sosny i świerki hihihi! Lalalalas! hihihi! Ćwir, ćwir! Hihihi!
Jak się tu dostałam? A, dzięki temu że zwariowałam. Mama. Pamiętam.
Mamuś. Mamusia... Kocham cię! Hihihi! Piękną miałaś sukienkę, mamo!
Zaciskam oczy, wplatam ręce we włosy. Świruję, serio. Jestem wariatką? Zapomnieć, zapomnieć, uniknąć wspomnień, to wszystko czego chcę. To tak dużo?
Heej- hoo! Jestem teraz znana w całym Kapitolu! Hej- ho! Hihihi! O, mama, co ty tu robisz? Idę, już idę! Biegnę przez laaas, przez laaaas, biegnę!
- Kim jesteś? - pytam, a potem pochlipuję. - Moja mama nie żyje.
- Wytworem twojej wyobraźni, słońce. - odpowiada zjawa i biegnie dalej.
- Chwila, co? - zatrzymuję się.
- Chodzi o to, że... - zastanawia się jakiego słowa użyć. - lekko oszalałaś. Po prostu jestem tą częścią twojego umysłu, która się przed tym obroniła i chce przetrwać.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, mamo...
Ucieka. Co się z nią dzieje? Pamiętam, że zawsze do mnie przychodziła, a teraz sobie idzie? Dziwne, ale biegnę za nią. Plączą mi się nogi, już nie pamiętam jak się oddycha, potykam się o patyki i upadam. I już nie czuję nic. Nic, bo wiem, że nie uda mi się wygrać. Przegram, skończę tu na własne życzenie. Bo zgłosiłam się na śmierć. Bo jestem tu po to, żeby zginąć. Nie ważne jak. Pisana jest mi śmierć i nie mogę się oszukiwać. Wszyscy zginiemy, więc nie ma różnicy czy dzisiaj, w walce, czy jutro, ze starości. Po prostu to wiem. Zamykam oczy.
***
- Sto lat, Des! - wydzierają się osoby stojące przed moim łóżkiem. - I niech los zawsze ci sprzyja!
Przyglądam się im bardziej. Widzę... nie, nie, nie... Mama, Ojciec, Charles i siostra, siostra wszędzie. Jeśli ona jest, mój brat też powinien. A go nie ma. I nie będzie.
Siadam na podłodze i zaczynam pochlipywać. Patrzę na wszystko zza zasłony łez. Oni wszyscy wydają się być bardzo dziwni, jakby podkolorowani. Przychodzi brat, mój kochany, młodszy braciszek, biegnę do niego, żeby go przytulić, ale nie przybliżam się, tylko oddalam od Klinta. A on rośnie. Rośnie, ma już może ze cztery metry jak nie więcej. Z trudem rozpoznaję jego twarz. Ale to już nie jest twarz tego słodkiego chłopczyka, tylko twarz Titusa. Pochyla się nade mną i czuję ból, jakiego nie da się opisać słowami. To jest niemożliwe. Już nie mam czym płakać, on pożera mnie żywcem, a wtedy pochyla się nade mną matka i podrzyna mi gardło. Ostatnim, co widzę jest twarz Mileny.
***
No więc przepraszam że dzisiaj tak późno, ale łaziłam sobie ze znajomymi po rynku i zabłądziłam i dopiero przed chwilą wróciłam do domu :D
Tak, Mira, jak widać po tym rozdziale, Des wariuje XD planowałam to od jakiegoś czasu. :D
Za szybko rozwijam akcję, to akurat wiem... tym postem chcę ją trochę zwolnić, może mi się uda ;)
Pozdrawiam i dziękuję za ponad 500 wyświetleń :D
***
No więc przepraszam że dzisiaj tak późno, ale łaziłam sobie ze znajomymi po rynku i zabłądziłam i dopiero przed chwilą wróciłam do domu :D
Tak, Mira, jak widać po tym rozdziale, Des wariuje XD planowałam to od jakiegoś czasu. :D
Za szybko rozwijam akcję, to akurat wiem... tym postem chcę ją trochę zwolnić, może mi się uda ;)
Pozdrawiam i dziękuję za ponad 500 wyświetleń :D