24 sierpnia 2013

Rozdział II

Dedyk dla Lily, która skomentowała poprzedni rozdział, dziękuję :)

•••

               Budzę się zlana potem. Ten sen powtarza mi się od miesiąca, ale dalej mnie przeraża. A co najgorsze - przypomina mi o Charlesie - moim przyjacielu, którego poznałam podczas jednej z podróży po dystryktach. Jak każdy się ze mnie nabijał, ale był skazany na moje towarzystwo przez miesiąc, co wystarczyło, żebyśmy się zaprzyjaźnili. Niechętnie wyjechałam z szóstego dystryktu (mimo strasznie niezadbanych ludzi i okropnego jedzenia) kilka dni przed Dożynkami. Wylosowali go... ale wygrał. A teraz się strasznie uzależnił od... sama nie wiem czego. Chyba jakiegoś lekarstwa. Nikt z szóstki później już nie wygrał, więc to on będzie przygotowywał dzieciaki na rzeź... I wtedy dociera do mnie, że sama tam jadę. Co ja zrobiłam! Kiedy się z nim zobaczę, będzie naćpany, a później zginę. Nie ma to jak pozytywne myślenie.
               Wchodzę pod prysznic, dalej o nim myśląc. Myję się pachnącymi lawendą mydełkami i szamponami, a potem przebieram garderobę i znajduję (całe szczęście!) turkusową sukienkę i czarne koturny, po czym robię profesjonalny makijaż. Kiedy otwieram drzwi, żeby pójść na śniadanie, wpadam na Labię.
- Och, jak pięknie wyglądasz! - uśmiecham się.
- Popatrz na siebie, złotko - piszczy. - To ty tu jesteś gwiazdą! Co prawda, ta moda wyszła z Kapitolu jakiś miesiąc temu, ale i tak za tym nadążasz, bo nawet imię masz modne!
- Co? - marszczę brwi. - Imię?
- Oj nie krzyw się tak, to szkodzi urodzie! Decima to znaczy, po łacinie, "dziesiąty". Teraz są modne łacińskie imiona, to taki zapomniany język... - tłumaczy. - Moje imię to na przykład "usta". Widzisz, Kapitolińczycy cię pokochają!
Jeszcze raz podnoszę kąciki ust i idę coś zjeść. Po kanapce z pierwszorzędną szynką i niezliczonych truskawkach w czekoladzie, wchodzą Erwin, Labia i jakaś kobieta, na oko dwudziestoletnia.
- Taylor. - mówi. Dopiero potem się orientuję, że to jej imię, a ona jest naszą mentorką. - No, to mówcie, w czym jesteście dobrzy, czy chodziliście na treningi i tak dalej. Chcę was poznać.
- Ja świetnie walczę maczetą - zaczyna Erwin. - Dobrze rzucam nożami, walczę wręcz, mogę polegać na swojej sile. Nie opuściłem żadnego treningu i umiem zapalić ognisko.
- A ty? - mentorka zwraca się do mnie.
- A ja mam to wszystko gdzieś. - mówię obojętnym tonem, ale muszę się powstrzymywać od parsknięcia śmiechem na widok jej miny.
- Na pewno jesteś w czymś dobra - kręci głową.
- Wcale nie. W całym swoim życiu nie byłam na ani jednym treningu.
Labia chichocze, Erwin patrzy na mnie, jak na jedzenie, Taylor nadal ma taką śmieszną minę, że coraz trudniej jest udawać, a ja jem truskawki w czekoladzie.
- Ty - zwracam się do awoksa. - przynieś tego więcej.
Służący wskazuje za okno. Chyba chce mi pokazać, że zaraz będziemy w stolicy, ale ja mówię, że nic mnie to nie obchodzi, po czym dostaję przysmak. Kiedy już słyszę zza szyby wrzaski, klaskanie i inne takie, podchodzę z talerzem do okna i patrzę na ludzi z wyższością, Zauważam, że niemal wszyscy mają kolczyki w wardze, warkocze i kocie wąsy, a niektórzy ogon. Jaskrawe kolory nadal są w łaskach. Kiedy już wydaje mi się, że zwalniamy, obojętnie opieram się o szybę i dalej się objadam. Większość osób na peronie już oszalało, chcą, żebym się do nich uśmiechnęła, pomachała. Ale nie robię nic z tych rzeczy, tylko odchodzę, by po chwili wyjść z pociągu.

***

               W Centrum Odnowy, moja ekipa jest zachwycona, bo nie mają dużo roboty. Smarują mnie tylko jakimiś maściami i kilka razy maczają w olejkach. Lubię ich. Wyglądają prawie tak samo. Jeden (tak na nią mówię) ma jednego warkocza i kolczyka w wardze, cała jest fioletowa. Dwa (to też nie jest imię) ma dwa warkocze i dwa kolczyki i niebieską skórę, włosy ubranie. Trzy (nie muszę mówić, prawda?) jest zielona i ma trzy kolczyki i warkocze. Wszystkie to dziewczyny. Podają mi szlafrok i mówią, że parada jest dopiero jutro, bo jeszcze nie dotarli wszyscy trybuci. Prowadzą mnie do windy i wciskają guzik z numerkiem "2", tłumacząc, że każdy dystrykt ma swoje piętro, więc bez wahania wysiadam kiedy winda się zatrzymuje. Ktoś zasłania mi oczy, podcina i siada na mnie w błyskawicznym tempie. Czuję ciężar na plecach, ale nie jest duży, więc to nie może być chłopak. Labia nie zrobiłaby czegoś takiego, więc to może być tylko Taylor. Uśmiecham się, ale ona nie może tego widzieć, więc dalej ją wprowadzam w błąd.
- Jak tak można?! Ochrona!!! Ochrona, służący, ktokolwiek!!! - wrzeszczę, mając nadzieję, że mentorka daje się nabrać. - Pomocy!!! Niech tu ktoś przyjdzie!!! - walę w podłogę.
Jak już zaczęłam grać rozpieszczoną dziewczynkę, muszę to kontynuować. Jeszcze chwilę pokrzyczałam, aż w końcu Taylor zasłoniła mi usta, więc zaczęłam płakać. Jestem świetną aktorką (potrafię być każdym, od mordercy przez sklepikarza do milionera), skromnie mówiąc, więc po chwili napastniczka mnie puszcza. Powoli wstaję i odwracam się w jej stronę, patrząc z "przerażeniem". Ona tylko kręci głową.
- Myślałam, że jesteś beznadziejna, ale nie że aż tak. Pójdziesz na pierwszy ogień.
Chcę jej powiedzieć, że nie mam takiego zamiaru, ale zamiast tego tylko jęczę i wbiegam do, jak mi się wydaje, mojego pokoju, gdzie wybucham śmiechem.
Wygram to, myślę, jeśli zawodowcy się zachowują tak jak ona, będzie łatwo. 

•••

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, nie czuję tego jakoś.
W dodatku nie wyszło aż tak płytko jak chciałam :D

N. K. K.

3 komentarze:

  1. Oooo dziękuję ^_^
    Jak Ty szybko dodajesz te rozdziały! Komentuję dopiero teraz, bo wyjechałam jeszcze na parę dni :p
    A powinnaś być zadowolona, mi się bardzo podoba ^_^
    Dec jest coraz lepsza, końcówka wyszła Ci świetnie :D
    Lecę czytać dalej c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Coraz bardziej mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się jej podejście do życia. Coś czuję że będzie się dużo działo. I ten moment na końcu po prostu świetny.
    Pozdrawiam Tio :)

    OdpowiedzUsuń

Odpowiadam na każdy komentarz, jestem wdzięczna za każdą opinię. Dziękuję za każde słowo :))

Obserwatorzy