***
Po kolacji oglądamy powtórkę parady. Mam rację, wyglądałam najlepiej. Jednocześnie wypadłam płytko, ale w końcu o to chodzi, nie? Po pogratulowaniu Pay'owi, idę do siebie. Myję się różnymi lawendowymi mydłami i w samej bieliźnie kładę się spać.
Budzę się koło szóstej, zamawiam truskawki w czekoladzie i przeglądam szafę. Znajduję tam coś, co na treningach może mi się przydać: Czarny luźny dres, szarą koszulkę na ramiączkach i do kompletu - czarną bluzę. Zakładam to wszystko i zjadam mój ulubiony przysmak. Na koniec wkładam jeszcze buty do biegania. Robię makijaż, dzięki specyfikom z Kapitolu, mimo treningów, zostanie on w nienaruszonym stanie na twarzy. Właśnie wtedy puka do mnie Labia i mówi że mam przyjść na śniadanie. Wychodzę i siadam do stołu. Siedzi tam tylko Taylor.
- Słuchaj. - mówi do mnie. - Na treningach masz ćwiczyć. Jesteś tępa, więc nie dołączysz do zawodowców, ale jak się postarasz to może...
Prowadzi długi monolog o tym, jakie mam szanse na sojusz, bla, bla, bla. Czy ona siebie słyszy? Cóż, ja nie mam zamiaru się do nikogo przywiązywać, bo jak potem zabiję tą osobę? Będzie trudniej. Do stołu podchodzi Erwin i mentorka natychmiast traci mną zainteresowanie. Za dziesięć ósma jesteśmy pod salą treningową. Punktualnie o ósmej przychodzi jakiś facet i tłumaczy nam, że są różne stanowiska, możemy podejść do każdego, mamy się nie wdawać w walki z trybutami i inne takie.
Niemal natychmiast idę do stanowiska z jadalnymi roślinami. To, co tam będzie, może dawać jakiekolwiek pojęcie o arenie. Po mistrzowsku rozpoznaję wszystkie rośliny. Areną będzie las, mogą być góry. Kieruję się do węzłów, gdzie zakładam pierwszorzędne pułapki, wnyki i tak dalej. Decyduję się na maczetę, z którą nigdy nie miałam do czynienia. Ćwiczę tam aż cztery godziny, dopóki jakiś zawodowiec (chyba Peter) do mnie nie podchodzi.
- Ej, lala. - zaczyna. - spadaj.
- Oh, mówisz do mnie? - uśmiecham się tępo i rozglądam się. - Chyba do mnie, nikogo innego nie ma.
- Do ciebie. - warczy. - Idź sobie i oddaj mi to.
- Czemu tak niemiło? - prowokuję go. - Można poprosić, przecież nic ci nie zrobię.
- Słuchaj, księżniczko. - łapie mnie za koszulkę i przyciska do ściany. Strażnicy reagują, ale stoją za daleko, żeby cokolwiek zrobić. - Zabiję cię na arenie, ale teraz, PROSZĘ, oddaj mi maczetę. Albo sam sobie ją wezmę.
Mrużę oczy i przygotowuję się do rzutu.
- Wolę tą drugą opcję. - Ciskam bronią w kukłę. Trafia prosto w serce. Odwracam się i widzę, że wszyscy się na nas patrzą. No tak, mam być tępa.
- Patrzcie, trafiła! - piszczę i zaczynam skakać. - Trafiła, iiii!
Wszyscy wrócili do zajęć, tylko Peter jest jaki był.
- Zginiesz pierwsza - syczy mi do ucha.
- Och, szkoda, chciałabym przeżyć dłużej od ciebie. - krzywię usta w podkówkę, ale mam ochotę wybuchnąć śmiechem.
***
- I jak wam poszło? - spytała Taylor po pierwszym dniu treningu. Wiem, że chodzi jej tylko o Erwina.
- Wspaniale, podniosłem się w rzucaniu nożami, postrzelałem trochę z łuku i... - waha się. - i poćwiczyłem walkę maczetą, moją ulubioną bronią. I myślę, że nasza lalunia mogłaby nam coś wytłumaczyć.
- Ale co? - zatrzepotałam rzęsami.
- Chodzi o Petera - mówi chłopak.
- Decima...? - Taylor marszczy brwi.
- Oh... - chichoczę. - Ten miły chłopak z jedynki ze mną rozmawiał.
- O czym? - dopytuje się mentorka.
- Chciał powalczyć maczetą, a akurat zajmowałam stanowisko.
- Ta, jasne i tylko zgrywałaś idiotkę. Mogłabyś nam wszystkim wytłumaczyć, dlaczego tak perfekcyjnie rzuciłaś maczetą w kukłę?
Cholera.
- Och, tamto... - rumienię się, a przynajmniej mam taką nadzieję. - Zdenerwowałam się i tyle... On miał taki mocny uścisk, bałam się, że coś sobie nią zrobię, a nie mogłam tak po prostu jej upuścić. Po prostu rzuciłam i trafiłam.
- Grabb! - denerwuje się mentorka.
- Tak, wiem, maczetą się nie rzuca. Przecież nie jestem głupia!
Jestem.
- Słuchaj, nie możesz tak po prostu...
- Przestań! Wszyscy przestańcie! - krzyczę piskliwym głosikiem i pochlipując (albo wydając po prostu takie odgłosy) biegnę do swojego pokoju. Niemal natychmiast przykładam policzek do drzwi.
- ..ci, ona coś ukrywa. - słyszę głos Erwina.
- Przestań, Er. - odpowiada Taylor. - Jest po prostu tępa. Mówię ci, nic nie potrafi zrobić. To MUSIAŁ być przypadek.
- Ale tak idealnie się wbiła!
- Chcesz wiedzieć, co tak na prawdę zdarzyło się przy windzie? - Jej głos jest surowy, zresztą jak zawsze. - Zaatakowałam ją, bez broni, bez niczego. Tylko przygwoździłam ją do podłogi, a ona zaczęła ryczeć. Nawet się nie szamotała, tylko zaczęła wzywać ochronę, służących, wszystkich. To jedno wielkie beztalencie pod tapetą.
- Jasne. Ale jak później powiem "a nie mówiłem" to się nie denerwuj.
Dociera do mnie to, co powiedział Erwin. Nie da się go przekonać, że to był przypadek. Zawodowcy już mnie nienawidzą, więc nie mam nic do stracenia.
Wiem, jak zaskoczyć organizatorów.
Wiem, jak zaskoczyć organizatorów.
Geniusz! :D
OdpowiedzUsuńTrafiła! Jej reakcja jest po prostu świetna, cała ta sytuacja na treningu wyszła Ci cudownie, zresztą, jak cały rozdział
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy! Już nie mogę się doczekać, by zobaczyć, co dalej wymyślisz ^_^
Weny! c:
Jak zwykle zaczęłam się szczerzyć, jak tylko zobaczyłam komentarz :D
UsuńCiąg dalszy będzie jutro, bo staram się dodawać codziennie :D
Kilka razy wszystko zmieniałam, ale jak wyszło to się cieszę ;)
Fajnie, że tak szybko dodajesz, nie trzeba długo czekać :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację <3 Też cię dodałam do linków.
Mam nadzieję, że Decima pokaże tej wkurzającej Tylor, że nie jest taka beznadziejna jak jej się wydaje :P
WENY!!! ;)
Nie ma za co, jak miło słyszeć takie słowa ;)
UsuńOj, pokaże, mam nadzieję, że wyjdzie tak, jak to sobie wyobrażam :D
Świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńPrzegapiłam dodać tu kom wczoraj, bo było późno :( Fajnie się czyta. Coraz bardziej doceniam strategię Des. Wredny Erwin... :p zabić go.
OdpowiedzUsuń