29 sierpnia 2013

Rozdział VII

               Po chwili wszystko robię już mechanicznie, ale zgrabnie. Robię pułapkę, potem ustawiam kukłę tak, żeby w nią wpadła. Bardzo się staram, żeby przypominało to Erwina. Biorę nóż i proszę awoksa o zawiązanie mi oczu, a następnie ustawienie kukły 25 metrów przede mną. Wiem, że coś jest nie tak, bo po chwili słyszę szurnięcie lekko z lewej strony. Służący klepie mnie po ramieniu, chcąc pokazać, że już ustawił tak, jak chciałam. Szybko odwracam się w lewo i ciskam tam nożem. Słyszę rozrywany materiał. Unoszę opaskę, trafiłam prosto w czoło, a organizatorzy patrzą się na mnie ze zdziwieniem. Myślę, że to oni kazali awoksowi tak ustawić cel. Mruczę tylko "dziękuję" i słyszę, że mogę wyjść.
               Na naszym piętrze jest tylko Labia. Podchodzi do mnie i cicho pyta, jak mi poszło.
- Myślę, że dobrze. - odpowiadam. - Zaprezentowałam... wiesz, co.
Kiwa głową.
- Kapitolińczycy cię polubią, jestem tego pewna.
- A ja nie - wpatruję się w podłogę. - A nawet jeśli, to Taylor nic mi nie przyśle, bo obchodzi ją tylko Erwin.
I idę do pokoju.
Pod prysznicem ustawiam zimną wodę, lawendowe mydło i brzoskwiniowy szampon. Nie sprawia mi to oczywiście żadnych trudności. Tkwię tam jakąś godzinę, zastanawiam się nad swoimi słowami. Pod wpływem emocji powiedziałam prawdę. Zdjęłam swoją maskę.
Maluję się na nowo i zakładam zwiewną sukienkę, i połyskujące, płaskie sandałki. Rzucam się na łóżko. Kapitolińczycy cię polubią... Kapitolińczycy cię polubią... Kapitolińczycy... 

***

               Budzi mnie podekscytowany krzyk Labii, z tego co rozumiem, zaczyna się przedstawienie ocen. Szybko biegnę i zajmuję dla siebie całą kanapę. Na sąsiedniej siedzą Jeden, Dwa, Trzy i Payton. Ten ostatni uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. 
Niepotrzebnie, myślę. 
Zaczyna się. Rachel dostaje siedem punktów, Peter dziesięć. Ja mam... i tu zaskoczenie, jedenaście! Moja ekipa i stylista piszczą, przytulają mnie i całują. Labia mi gratuluje, a Taylor i Erwin tylko patrzą podejrzliwie. Ten drugi dostał osiem. Sean, z siódemki, ma też dziesiątkę, a drobna Milena jest na równi z Erwinem. Chyba dobrze, że jestem z nią w sojuszu. 
               Po kolacji idę do swojego pokoju. Ale tam czeka na mnie już moja mentorka. 
- Co zrobiłaś? - warczy.
- Nie twoja sprawa. - mówię takim samym tonem.
- Chyba nie rozumiesz. - kręci głową. - CO ZROBIŁAŚ, że dostałaś jedenastkę?
- Po co ci ta wiedza? - udaję zamyślenie. - A, no przecież, musisz powiedzieć Erwusiowi, jaki mam talent, żeby chłopak dłużej pożył. Sorry, ale to nie wyjdzie. 
- Słuchaj, smarkulo. - wstała. Chyba ją nieźle wkurzyłam, ale nie pokazuję strachu. Zakładam ręce na piersi. - Jako mentorka powinnam ci pomóc, więc chcę wiedzieć, jakie masz umiejętności. Ale jak masz zamiar dać się zabić podRogiem - proszę bardzo. Mnie to nie ruszy. 
Wychodzi. 
Nie mam zamiaru dać się zabić, ani pod rogiem, ani nigdzie indziej. I ona dobrze o tym wie.

***

               Taylor nie ma zamiaru uczyć mnie czegokolwiek, więc cały ranek i południe spędzam z Labią. Nawet ona nie ma nic do roboty. Mówi tylko, że i tak wszystko umiem i mam kontynuować moją strategię. Odsyła mnie do stylisty.
               Jeden, Dwa i Trzy jak zwykle nie mają nic do roboty, oprócz nasmarowania mnie różnymi olejkami. Cały czas spędzam z Pay'em, gadamy i śmiejemy się jak zwykle. I on wtedy pokazuje mi mój strój na wieczorny wywiad z Caesarem Flickermanem. Wpatruję się w dzieło za które każdy Kapitolińczyk dałby się zabić. Sukienka ciągnąca się do ziemi, cała jaskrawożółta, ozdobiona rażącymi kwiatami, piórami, koralikami i innymi świecidełkami. Razem z pomarańczowymi, sztucznymi wąsami i kapeluszem w podobnym kolorze. Kręcę głową.
- Nie włożę tego.
- Owszem, ale jak nie to, to nie mam dla ciebie nic. - wzrusza ramionami.
- To przerób to jakoś - warczę.
- A twoja strategia?
- Dobry jesteś.
Fakt, muszę udawać, że ten wynik to był przypadek, a ja nadal jestem pusta. Chcąc - nie chcąc zmuszam się do założenia sukienki i wąsów. Na koniec zagarniam włosy i wkładam je pod kapelusz. wystaje tylko pojedynczy kosmyk, który ekipa zaplata mi szybko w warkocz i maluje mnie mocno. W lustrze stoi kobieta, która na ulicy wydawałaby się normalna. Na ulicy Kapitolu. Wzdycham, uśmiecham się sztucznie, w czym trochę przeszkadzają mi wąsy, i idę, żeby poczekać na moją kolej. Znajdują się tam wszyscy mentorzy. Na telewizorze zawieszonym w poczekalni oglądam parę z dwunastki, najpierw trzynastoletnią dziewczynę, a później osiemnastoletniego chłopaka. Oboje są tak strasznie wychudzeni, że z odległości dwudziestu kilometrów można by było policzyć ich kości. Ich pijany mentor zatacza się koło mnie. Później jedenastka, nic szczególnego w nich nie ma. I wchodzi Milena. Wita się, siada na fotelu. Prowadzący pyta się o rodzinę, przyjaciół, o przygotowanie, o to, jak zdobyła ósemkę. I wtedy zadał pytanie.
- Znalazłaś sojuszników?
- Oczywiście. - zaczyna. - Dowiecie się, ale w odpowiednim czasie.
Później idzie chłopak z jej dystryktu. Moją uwagę przyciąga dopiero Sean, z siódemki. W ciągu swoich pięciu minut, tak nawija, że odpowiada tylko na dwa pytania. Przychodzi kolej na trybutkę z szóstki, a Charles się denerwuje. Skąd to wiem? Zaczyna się nagle drapać po całym ciele, po głowie, nosie, brodzie, nodze czy policzku. Pamiętam, jak on miał piętnaście lat, a ja czternaście. Kiedy jego mama oznajmiła mu, że ma się mną zajmować, zaczął się drapać właśnie w ten sposób. strasznie się denerwował. Poznaliśmy się, powoli zaprzyjaźniliśmy się. To była pierwsza osoba, która mnie polubiła. W dniu Dożynek dostałam od niego ostatni list. Jego słowa pamiętam do dzisiaj.

Dystrykt 6, 15 czerwca
Des! 
Bardzo się boję, nie mogę już wytrzymać. 
Coś na pewno pójdzie nie tak. Albo ja zostanę wylosowany, albo któraś z moich sióstr. 
Jestem bezsilny. 
Chcę, żebyś wiedziała, że dla mnie zawsze będziesz, poza rodziną, najważniejsza. 
Nigdy cię nie zapomnę. 
Tak, wiem, to brzmi smutno, jak pożegnanie, ale właśnie się tak czuję. 
Pamiętaj, jesteś dla mnie wszystkim.
Char.

Później oglądałam go w telewizji. W oczach zawsze miał tą iskierkę smutku i rozczarowania. Na wywiadach padło pytanie o znajomych. 
- Nie, nigdy nie byłem lubiany. - odpowiedział. - Mam tylko jedną przyjaciółkę.
A później widziałam go w walce. Widziałam jego cztery siostry w wywiadzie, kilka razy oglądałam każdą chwilę. Kibicowałam mu do ostatniej sekundy. Oddawałam pełno pieniędzy, kiedy tego potrzebował i kiedy nie. Na tournee byłam chyba jedyną osobą z mojego dystryktu, która cieszyła się z jego wygranej. 
Wracam do rzeczywistości. Kiedy na wywiad wchodzi chłopak z szóstki, Charles zaczął się drapać jeszcze bardziej. Okazało się, że ten trybut z jego dystryktu, jego rówieśnik, nazywa się Titus Fenton. Nie wiem czemu, ale brzydzę się go. Klepię mentora lekko po ramieniu. Ten odwraca się i tkwi w niemym zaskoczeniu. Dopiero po chwili dociera do niego, że to ja. Przytula mnie lekko, a mnie aż dziwi, jak bardzo się zmienił przez te trzy lata. Słyszę jego głos przy uchu. 
- Bądź na dachu, o pierwszej. I tak nie będziesz mogła zasnąć.
Zdziwiona, odsuwam się od niego. Potem są wywiady zawodowców i kruchych osób z trójki. 
Słyszę swoje nazwisko. Teraz moja kolej.

***

              Wchodzę na scenę. Jestem przyzwyczajona, że wszystko kręci się wokół mnie. Caesar ma w tym roku zgniłozielone włosy, brwi i usta. Można powiedzieć, że podkolorowałam się pod niego. Tłum wita mnie wrzaskiem. Uśmiecham się i siadam na kanapie. Widać, że ludzie na publiczności już są lekko znudzeni, więc jestem prawie pewna, że za rok wywiady będą krótsze.
- No, to może zacznijmy od samego początku. - zaczyna prowadzący. Kiwam głową. - Jesteś córką burmistrza, prawda Decima? Co cię skłoniło do zgłoszenia się?
- Po pierwsze - upominam go. - mów mi Des. Tak, mój ojciec jest burmistrzem dwójki - uśmiecham się płytko. - A co do drugiego... Sama nie wiem. Po prostu tak zadecydowałam. 
- Rozumiem, widzę, że nie chcesz o tym mówić, więc przejdziemy do następnego pytania. Twój wynik na ćwiczeniach - możemy wiedzieć, co zrobiłaś?
- To chyba jest poufna informacja, prawda? - unoszę brwi.
- Taak, ale mniejsza z tym. Powiesz nam? 
Kręcę głowa, czego zabronił mi robić Pay. Już wiem, dlaczego. Kapelusz nagle znajduje się na ziemi, a moje zielone włosy upadły mi na ramiona. Caesar zaczyna się śmiać, publiczność wiwatuje, a ja szybko układam je we względnym ładzie.
- Widzę, że poszłaś w moje ślady! - Prowadzący nie może przestać trząść się od śmiechu.
- Och, kocham zmieniać kolor włosów! - posyłam publiczności uśmiech. 
- Ekhm, no dobrze, spokojnie. - uspokaja sam siebie. - Jak myślisz - czy zyskałaś sponsorów?
- Możliwe, że ktoś zechciał mnie wesprzeć, ale nie liczę na dużo.
Caesar myśli chwilę, a potem zadaje następne pytanie.
- Jesteś z dwójki, masz najlepszy wynik, a z tego co wiem, to nie jesteś w grupie zawodowców. Jak to możliwe?
- Oh, nie polubili mnie. Co chwila któryś z nich mi grozi, że zabije mnie pierwszą. - śmieję się. - Nie mam takiego zamiaru, to co im zawsze odpowiadam. Myślę, że mogą się mnie bać. 
- Groźna jesteś. Widzę, że jesteś wartościową i piękną dziewczyną, tak między nami - wskazuje na siebie i na mnie palcem kilka razy - masz kogoś?
- Nie tylko zawodowcy mnie nie lubią, Caesarze. - mój uśmiech blednie. - Nie lubi mnie cały dystrykt. Sądzę, że mi zazdroszczą.
- Nikt? Na pewno? 
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale rozlega się brzęczenie, które skutecznie mi przerywa.
Caesar, widocznie zawiedziony, wstaje, mówiąc:
- Mam nadzieję, że wygrasz, trzymam za ciebie kciuki. Panie i panowie, Des Crabb!
Kłaniam się lekko i schodzę ze sceny. Oglądam wywiad Erwina. Chłopak opowiada o swojej rodzinie, marzeniu żeby wejść na arenę. Mówi o tym, jak bardzo mu się podoba w Kapitolu i ogólnie się podlizywał. Kiedy na scenę weszła Rachel, wypada prawie tak płytko jak ja. A Peter nawija o tym, jaki jest bezlitosny i ile będzie miał ofiar na arenie.
Nikt tego nie mówi, ale każdy z nich ma jeden cel:
mnie.

***

     Charles miał rację: W tą ostatnią noc nie mogę zasnąć. Dlatego pół godziny przed pierwszą, wstaję, ubieram jakiś dres i lekko się maluję, żeby jakby co to dalej grać pustą dziewczynę. Wymykam się cicho z naszego piętra. Chodzę głównie po dywanach, co mi ułatwia sprawę. Wjeżdżam na dwunaste piętro i tam też idę bezszelestnie. Otwieram drzwi na dach i widzę: Charles już tam na mnie czeka. Szybko do niego biegnę i go przytulam od tyłu. Cuchnie tym swoim lekiem, więc się lekko odsuwam.
- Więc jednak przyszłaś - odwraca się. Jego brązowe włosy są w nieładzie, a zielone oczy błyszczą niebezpiecznie. - Lyme, wiem.
- Skąd znasz to imię? - nie, nie, nie, nie
- Mam swoje sposoby. - uśmiecha się.
- Umrę pierwszego dnia, wiesz? - powoli osuwam się na ziemię. - Nie mam szans...
Char nic nie robi, tylko siada obok mnie.
- Lyme, jesteś silna, dasz sobie radę. Przecież trenujesz - pociesza mnie. - Masz nad nimi przewagę, nie wiedzą, co potrafisz.
- Sama się zgłosiłam... - podnoszę wzrok na niego. - Przez mojego ojca.
- Ciii, nie mów o tym. - Przytula mnie i ociera łzy. Ja płaczę? - Wiesz, na arenie uważaj tylko na chłopaka z mojego dystryktu. Z innymi dasz sobie radę.
- Czemu? - marszczę brwi.
- Z nim coś jest nie tak. Ma poprzewracane w głowie.
- Ok. A jako mentor innego dystryktu... Możesz przysyłać innym trybutom rzeczy od sponsorów?
- Nie, nie mogę. Niestety. Ale wiem - bierze moją twarz w dłonie - że to wygrasz. Tak, czy inaczej.
- Char...
Zamyka mi usta krótkim pocałunkiem. Zaskoczona, nie odwzajemniam go. Kiedy się ode mnie odrywa, tylko się w niego wtulam.
- Nie myśl teraz o tym. Pamiętasz jak wrzuciliśmy Rebbecę do rzeki?
Parskam śmiechem. Rebbeca to starsza siostra Charlesa, kiedyś mi dokuczała, śmiała się ze mnie. Mi to nie przeszkadzało, ale on się wkurzył. Pewnego dnia wynieśliśmy ją z domu, kiedy spała i wrzuciliśmy do przepływającej obok rzeki. Jej mina była bezcenna.
- Albo jak próbowałem cię nauczyć gotować?
- Jak cię pomalowałam kiedy spałeś?
- Jak handlowaliśmy na czarnym rynku rzeczami z Kapitolu?
- Jak się zgubiliśmy przy sklepie koło twojego domu?
- Kiedy myśleliśmy, że Minnie zabrała ci farbę do włosów?
Jeszcze przez chwilę przypominamy sobie różne rzeczy, aż w końcu nie możemy przestać się śmiać.
- Wiesz... - zaczynam. - Miałam taki sen, był o tobie, że byłeś na arenie i to ja cię zabiłam...
- Nie, słuchaj. Nie wrócę na arenę, nigdy w życiu. Obiecuję ci. I nie zginę. To też ci obiecuję.
- Pamiętasz o swojej obietnicy? Jak wygram, kończysz z ćpaniem.
- Pamiętam. Już się powoli odzwyczajam. Nie zmień się tam, co? Nie zmień się w bezlitosną morderczynię.
- Już nią jestem, Char.
- Nie prawda, nie jesteś.
- Zabijałam ludzi. Donosiłam na nich Strażnikom. A ci potem robili egzekucje.
- Nie możesz tak myśleć. Wygrasz i wrócisz do mnie.
- Ok. Ale jak będę miała zaburzoną psychikę...
- Nie. Wrócisz do mnie i będziesz taka jak teraz. Ja Ci już coś obiecałem. Teraz twoja kolej.
- Dobra, obiecuję.
- Dziękuję. Nie mogę cię stracić.
- Wiesz, że płakałbyś po mnie jako jedyny?
- Ale płakałbym więcej niż cała piętnastoosobowa rodzina. - Znowu czuję jego wargi na swoich. Całujemy się delikatnie, zanurzam rękę w jego włosach. Na swojej talii czuję jego dłoń. Nie chcę przerywać, tak jest dobrze. Ale niestety po jakiejś minucie odrywamy się od siebie.
Później tylko siedzimy wtuleni w siebie. Ten czas tak szybko mija, że już muszę wracać, żeby nikt nic nie podejrzewał. Kiedy znajduję się u siebie w pokoju, błyskawicznie zasypiam. Bez koszmarów, bez snów.

***

     Budzę się, mam dobry humor. Dopiero pod prysznicem przytomnieję i przypominam sobie, co się dzisiaj stanie. Natychmiast pochmurnieję. Szybko kończę kąpiel, suszę się, a potem robię makijaż i układam włosy. Wciskam się w białą sukienkę i zielone obcasy. Idę w nich na śniadanie, na którym jem - jak zwykle - truskawki w czekoladzie. Walczę ze sobą, żeby nie zwymiotować. I potem wszystko dzieje się tak szybko. Labia i Taylor odprowadzają nas do poduszkowca (ta pierwsza pochlipuje), siadamy koło innych trybutów, od których oddzielają nas tylko parawany, jak w szpitalu. Wszczepiają mi lokalizator, czuję wzniesienie w miejscu, w którym się on znajduje. Zostajemy przeniesieni do małych pomieszczeń pod areną, gdzie czeka na mnie Payton. Mamy pół godziny, żeby się przygotować. Zakładam zielone spodnie z odpinanymi nogawkami, czarną koszulkę bez rękawów, zieloną bluzę, a na to kurtkę. Zmieniam moje szpilki na ciepłe skarpety i myśliwskie buty. Zmywam makijaż i czekam. Rozlega się kobiecy głos:
- Pięć minut.
Przytulam się do Pay'a, a on mi na to pozwala. Siedzimy tak, dopóki nie słyszymy:
- Trzydzieści sekund.
Patrzę na niego przestraszona, a on odwzajemnia mi się trzema słowami.
- Wygraj. Dla mnie.
Kiwam głową.  i wchodzę do "tuby"
- Dziesięć sekund.
- Powodzenia, Dec.
- Siedem... Sześć... Pięć... Cztery... Trzy... Dwa... Jeden...
Wjeżdżam na górę. Mam sześćdziesiąt sekund na to, żeby się rozejrzeć.
- Panie i Panowie, sześćdziesiąte siódme Głodowe Igrzyska uważam za rozpoczęte!
Dookoła nas jest łąka i pojedyncze drzewa.
- 50!
Za tym widać góry. Nie wysokie, ale góry.
- 40!
Nigdzie nie ma lasu.
- 30!
Erwin stoi cztery osoby po mojej prawej, a Milena zaraz koło niego.
- 20!
Na migi pokazuję jej, że biegniemy w lewo.
- 10!
Przygotowuję się do biegu.
- 8!
Wygram.
- 7! 6! 5! 4! 3! 2! 1!
Ktoś w ostatniej chwili wyleciał w powietrze. Słychać gong.

***

Taka długość chyba rzeczywiście jest lepsza :P
Nowa szkoła ; -;
Boję się XD

Ze względu na to że coś mi się pomieszało w archiwum, musiałam usunąć poprzednią wersję tego rozdziału, za wszystkie problemy związane z tym przepraszam XD

12 komentarzy:

  1. Hej!
    Fantastyczny! Bardzo podoba mi się końcówka, jak Des już stoi na arenie ^^
    No i ogólnie super c:
    Co jeszcze:
    Przede wszystkim fajnie, że rozdział jest dłuższy :)
    Poza tym, cieszę się, że Des dostała jedenastkę :D I że już w następnym poście wkraczasz na arenę ^^ Ciekawi mnie, co się stanie z Mileną .. Nie lubię jej.
    I już nie na temat posta: nie bój się nowej szkoły! Ja też się bałam w zeszłym roku, jak szłam do 1 gim, ale klasa okazała się super :) A Ty idziesz do gimnazjum czy liceum?
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam,
    ~ElElliez~

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ;)
    Milena będzie miała bolesną śmierć, kiedyś już o tym wspominałam XD
    Do 1 gim, ale do profilowanej klasy, więc będzie trochę trudniej :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo mi się podoba :D przede wszystkim - jest całkiem długi, dużo się dzieje i jest dobrze napisany ^ ^
    Wywiad za bardzo nie przypadł mi do gustu, ale końcówka jest świetna :>
    Mam pytanie, nie chciałabyś zamówić szablonu? Ten jest jakiś... nie pasuje mi tu za bardzo :p
    Nie bój się, mnie jakoś zawsze cieszyło przechodzenie do nowych szkół, poznasz nowych ludzi, będzie super :D
    Pozdrawiam i życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wywiad zupełnie nie miałam pomysłu ; -;
      Myślałam nad tym, nawet chciałam gdzieś zamówić, ale nie wiem jak się do tego zabrać...
      A ja mam z nowymi szkołami złe wspomnienia. Chociaż cieszę się, że mogę zostawić za sobą ludzi, przez których mam te wspomnienia...
      Rozumiesz? Ja samej siebie nie ogarniam, więc się nie zdziwię :D
      Dzięki za miłe słowa, to dla mnie dużo znaczy :)
      (dlatego zawsze odpisuję na komentarze :D)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. No więc wreszcie zabrałam się za przeczytanie Twojego opowiadania i...wow!Jedno z lepszych ff Igrzysk jakie czytałam. *.*
    Des jest niezła, żeby tak z zawiązanymi oczami? Ja bym z otwartymi nie trafiła. xD No i aż 11 punktów? Super. ^^
    A końcówka rozbrajająca. Ja właśnie tak bym zakończyła Igrzyska; spadłabym z platformy i koniec. ;)
    Fakt, przydałby się nowy szablon...
    A na jaki profil idziesz, jeśli można spytać? :) Na pewno nie będzie tak źle. Ja poszłam do gimnazjum prowadzonej przez siostry i ( o dziwo!) jestem zadowolona. :) Zobaczymy czy zmienię zdanie w tym roku. xd
    No dobra, nie rozpisuję się już tylko czekam na nowy rozdział!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale miło to słyszeć :) Na prawdę, takie słowa budują :D
      No postaram się o nowy szablon bo ten mam praktycznie od początku (czytaj: od tygodnia)
      Idę do klasy francuskiej, tyle że się francuskiego w życiu nie uczyłam :D

      Usuń
  5. Ehh... Mnie też czeka 1 gim, koszmar. Co najlepsze nie znam nikogo ze swojej nowej klasy (uroki dużych miast)...
    Zaczynam coś podejrzewać z tym imieniem Lyme, ale na razie nie będę pisać. Po co robić spojlery? :P
    Bardzo fajny rozdział, sporo się w nim wydarzyło, ale jest to tak ładnie (?) opisane.
    FF bardzo "oridżinal" XD
    Bardzo ciekawa bohaterka. Nie mogę się doczekać jej dalszych losów.
    Pozdrawiam i życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kici kici... znajomi się ze mnie nabijają XD a jakie miasto? ;)
      Dzięki :D

      Usuń
  6. Gdynia, nie aż takie ogromne, ale gimnazjów (?) Jest tu na serio dużo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Brrr.., wybuch, arena. Char... czytam dalej. Bardzo mi się spodobało !!! I wiem kto to Ly!!

    OdpowiedzUsuń

Odpowiadam na każdy komentarz, jestem wdzięczna za każdą opinię. Dziękuję za każde słowo :))

Obserwatorzy