25 sierpnia 2013

Rozdział III

               Nikt mi nie musi tłumaczyć, dokładnie wiem, że wszystko w moim pokoju jest tylko dla mnie. Zresztą, odkąd sięgam pamięcią, zawsze tak było. Szybko wybieram zgniłozieloną farbę do włosów, wszyscy uznają to za mój kaprys, a to będzie najlepszy kamuflaż. Znowu zostawiam czarne końcówki. Dopasowuję do tego jakąś sukienkę i buty (oczywiście na obcasach, a jak!) i idę się pomalować. Właśnie kończę robić paznokcie, kiedy Labia woła mnie na obiad.
               Kiedy siadam do stołu, dalej udaję przerażoną, pustą dziewczynkę. Opiekunka wychwala mój strój, a kiedy pyta czemu milczę, patrzę na Taylor, a ona tylko niezauważalnie kręci głową. Udaję, że jestem na tyle tępa, że nie wiem o co jej chodzi.
- Bo widzisz... - zaczynam. - Chodzi o naszą mentorkę.
- Co z nią, skarbie? - świergocze Labia. 
- Ona... to było dzisiaj jak wyszłam z windy, a wtedy...
- Pomyślałam, że się urwała, bo bardzo szybko przyszła - przerywa mi Taylor. - Wiesz, Erwin przyszedł kilka godzin później.
Opiekunka łatwo daje się nabrać, a ja nie protestuję. Lepiej, żeby myślała, że jestem zbyt onieśmielona i zawstydzona, łatwiej będzie nabrać cały Kapitol. 
***

Następnego dnia od rana spędzam czas z moim stylistą, Paytonem. Jak każdy w stolicy, on też dał się porwać kociej modzie. Wygląda jakby uciekł z psychiatryka: Ma fioletowe afro, z którego zwisa warkocz przechodzący przez wszystkie kolory tęczy. Przy podłodze jest czerwony. Skórę też sobie tak pofarbował, a ubrania nosi czarne. W dodatku ma kolczyki chyba w każdym możliwym miejscu: w nosie, w wardze, w brwi, w języku... A w uszach mienią się tęczą. Do tego ma wąsy i coś, co chyba ma imitować kocie uszy. Ale jest normalny. Fajnie się z nim gada, jak każdy tutaj, chwali mnie za to, że nadążam z modą. W końcu przeszliśmy do mojego stroju. 
- Wystąpisz jako strażniczka pokoju - mówi, ale kiedy widzi, że mi się to nie podoba, to szybko wyjaśnia. - Oczywiście w przerobionym stroju, w pełnym makijażu i, co najważniejsze, na obcasach. 
- Może być. - mówię. - Dawaj.
zawiązuje mi oczy opaską, żebym nic nie widziała. Czuję tylko jak ktoś coś na mnie wkłada, zapina i wygładza. Później czesze mi włosy. 
- Nie otwieraj oczu - zwraca się do mnie Payton.
Słucham go, a on mnie maluje, po czym prowadzi mnie do lustra i pomaga mi założyć buty. Powoli uchylam powieki. 
Widzę siebie: jestem piękna i zadziorna. Moje zielono-oliwkowe włosy są rozpuszczone, wypływają spod kasku i gładko spływają na ramiona. Biały kostium, który odkrywa trochę mojego ciała, jakby przeszedł przez nożyczki. Nie ma rękawów, tylko grube ramiączka i dekolt "w serek". No i ma krótkie nogawki, takie jakby szorty. Są podstawowe odznaki i symbole, a nawet kilka dodatkowych. Buty są całe szczęście na koturnach (wolę je od zwykłych szpilek), ale sięgają do połowy łydki i wyglądają trochę jak glany, też białe. Payton ma talent do makijażu: mam lekko pocieniowane oczy, pod kolor włosów, pomalowane rzęsy i kreskę. Ust nie ruszył i zostawił mi piegi. Odwracam się do niego i rzucam mu się na szyję. 
- Dziękuję. - szepczę.
- Nie ma za co. - odpowiada. - To moja praca. Masz ochotę na truskawki w czekoladzie? Do parady została jakaś godzina.
- Ja nie miałabym ochoty na truskawki? Proszę cię...
- Kto zje więcej?
Mrużę oczy.
- Zgoda.

***

               Jakieś piętnaście minut przed rozpoczęciem parady rydwanów,  razem z moim stylistą wchodzimy na salę. Czekają już tam Erwin i jego stylistka. Ma strój, który pasuje do mojego, ale ja w nim wyglądam o niebo lepiej. Uśmiecham się z pogardą. 
Nasze konie są brązowe, a rydwan czarny. Już wiem co zrobię, żeby zwrócić na siebie uwagę. 
Rozglądam się po sali. Trybuci z jedynki, Peter i Rachel, patrzą na mnie pogardliwie, sami mają dziwne kostiumy, które kojarzą mi się z wymiotami. Sean (chłopak z czwórki) i jego partnerka stoją koło nich. Chłopak z siódemki, Jules, jest cały ubrany na zielono. A najdrobniejsza dziewczyna z dziesiątki, wygląda jak krowa. Dosłownie, widać tylko głowę i ręce od łokci w dół. Stwierdzam, że wyglądam najlepiej z całego towarzystwa i wchodzę na nasz rydwan. Po chwili jedziemy już za zawodowcami. Czas wprowadzić w życie mój plan. 
Muszę mieć sponsorów.

•••

Namieszałam, namieszałam. Ale jestem już dwa rozdziały do przodu, co mnie bardzo cieszy ;) 

N. K. K.

4 komentarze:

  1. Z całą pewnością jest to oryginalny Fanfik :P
    Podoba mi się główna postać, niby nie lubię rozpieszczonych ludzi, ale ją akurat polubiłam ;)
    Jak dla mnie rozdziały za krótkie i mogłyby być bardziej rozbudowane, ale to dlatego, że ja kocham czytać <3
    ogólnie sam pomysł ciekawy, widać że masz dużą wyobraźnie :)
    a więc czekam na więcej i życzę weny!!! :D
    PS. Podoba mi się sentencja w nagłówku^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nadzieję, że nie będzie oklepany :D
      Kiedy ją wymyślałam, miała być jeszcze bardziej pusta niż jest :D
      Rozdziały są krótkie, ale jestem z nimi lekko do przodu, właśnie kończę szósty.
      No i staram się dodawać codziennie :D

      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Naprawdę świetne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów śmiech na koniec... Erwin.. to imię kojarzy mi się z odżwieżaczem powietrza czy czymś w rodzaju środka owadobójczego :D Mniejsza... głównie chodzi mi o to, że go nie lubię. Szacun za pomysł ze strojem na paradę...mi nic do głowy u siebie nie przychodzi :p Czytam dalej i sorry, że pod postami piszę, ale więcej pamiętam. :D

    OdpowiedzUsuń

Odpowiadam na każdy komentarz, jestem wdzięczna za każdą opinię. Dziękuję za każde słowo :))

Obserwatorzy