06 grudnia 2013

Rozdział XVI

     Robi się cicho, jeszcze ciszej niż wcześniej, jeśli to jest możliwe. Dziennikarze się boją, domyślają się, kto dokonał zamachu. 
- Jak to, Labia, o czym mówisz? - denerwuje się Taylor.
- N-nieudany... - szepcze, a mikrofony nagrywają każde jej słowo.
Połowa dziennikarzy odetchnęła z ulgą, a druga połowa zaczęła się denerwować, że nie mają ciekawych newsów.
- Słonko, co się stało takiego? - zwracam się do Labii, a moja była mentorka patrzy na mnie nieufnie.
- K-ktoś miał nóż... wbił go C-Caesarowi w b-brzuch... i p-pote-em rzuc-cił nim w aw-woksa... - szlocha kobieta.
Ruda dziennikarka znów otwiera usta, ale syczę na nią, więc natychmiast porzuca swoje zamiary. Odprowadzam Labię do pociągu i patrzę wyczekująco na Taylor.
Jeszcze tylko miesiąc, aż to wszystko ucichnie, wtedy będę mogła odpocząć. 
Przypominam sobie, kiedy miałam sześć lat; Cieszyłam się, dwójka bliźniaków, po 3 latka. Klint. Kim, na którą mówiliśmy Angel. Mały aniołek. Mieliby teraz po czternaście lat. Aż nagle... Teraz wiem, że podobno to wtedy była pierwsza próba rebeliantów. Zaczęli od nas, rodziny 'królewskiej', tak mówili. Kim umarła pierwsza. Potem Klint. Byłam...
jestem
...zła. Na wszystkich. Mówili, że to zatrucie pokarmowe. A później mama. Jej roześmiane oczy koloru czekolady, Włosy, które związywała w niesforny kok na głowie. Wszystko zostało zakopane i przyozdobione krzyżem. Na znak czego, pamięci? Jeśli tak, to... to nie wiem. Jestem aż taka beznadziejna.
Śmieję się i zaczynam bieg. Szybko znajduję się przy Pałacu Sprawiedliwości. To tu zaczęło się moje szaleństwo. To tutaj się zgłosiłam za Karin. Zamykam oczy. Zbyt wiele wspomnień. Za dużo uczuć. Nie. Nie. Stop.

Nawet nie zauważam, kiedy stoję w Wiosce Zwycięzców. Przed domem kobiety o imieniu Enobaria. Wygrała Igrzyska kilka lat przede mną. Lubię ją. Mimo paskudnego charakteru i zębów. Fuj.
Przebiegać pod swój nowy dom. Jest na samym końcu. Trzeba było go dobudować, więc jest nowocześniejszy od reszty. Wchodzę do niego, zamykam drzwi i opieram się o nie. I dopiero wtedy zauważam, że oprócz mnie, jest tu ktoś jeszcze.
- Moja mała - szepcze, podbiega do mnie i bierze mnie w ramiona. Mam ochotę krzyknąć, żeby się odwalił, że jest najgorszy, że go nienawidzę, ale... nie wiem, co się ze mną dzieje, bo...
odwzajemniam uścisk, kocham cię!
... szalona strona znowu ma "władzę".
Szalona?
Tak, szalona. Nie wmówisz mi, że jest na odwrót.
Zwariowałaś kochana. To nie ja, tylko ty zwariowałaś. 
Nie, nie zwariowałam, to ty przyszłaś w moje życie z butami, wkopałaś się i zniszczyłaś wszystko!
Żartujesz sobie? To ty...
- NIE, TO NIE JA!
- Skarbie... - ojciec odsuwa się, zaskoczony i obrzydzony samą myślą, że ma taką córkę, jak ty. - Chcesz o tym porozmawiać?
Tak, porozmawiaj z nim o tym, "kochana"! 
 Nienawidzę siebie. A właściwie, to Ciebie.
Szalona strona mnie milczy. Teraz? Dziękuję bardzo.
- Nie, tato. Po prostu... - waham się. Nie kończę.
- Nazwałaś mnie tatą - stwierdza. Uśmiecha się. Po raz pierwszy od kiedy zginęła mama. - Dziękuję.
I wychodzi. Tak po prostu. Nienawidzę go za to. I tak go nienawidziłaś, przypomina mi szalona część mnie. Chociaż to może ja sama? Już nie rozróżniam.
Mówisz, że jestem szalona - słyszę w swojej głowie. - Ale może to inne rozróżnienie? Może ja po prostu jestem dobra, a ty zła? W końcu, to ja kocham najbliższych, nie ty. I to ja dźgnęłam Caesara, pionka Kapitolu. I to ja mam informacje, których potrzebujemy teraz, bo ty je zapomniałaś. Ja wszystko pamiętam, ja wiem, ja umiem, ja kocham. Nie ty. 
Zwijam się w kulkę na podłodze, osłaniam głowę rękoma. Oddycham głęboko, nie mogę myśleć, jej słowa wypełniają mi głowę. Wrzeszczę, chcę się jej pozbyć, ale nie umiem. Nie odchodzi. Słyszę ją. Ciągle. Każde słowo boli. Wypala mi dziurę w psychice. Powoli zaczyna mnie opanowywać, już chcę się poddać. Krzyczę. I wtedy słyszę coś jeszcze: walenie do drzwi.
     Ostatkiem sił wstaję i ignoruję głos, który podpowiada mi, że muszę wziąć nóż z kuchni i zabić tego, kto przeszkadza. Chwytam klamkę i drżącymi rękoma, które chcą uciec jak najdalej, posłuchać się Szalonej Des, naciskam ją. Nogi, które kiedyś należały do mnie, teraz przejmuje ona. Ostatnią twarzą, jaką widzę przed utratą przytomności jest twarz Karin. Dziewczyny za którą...
całe szczęście
...wzięłam udział w Igrzyskach.

   Czarnych włosów i intensywnie zielonych oczu nie widzę już po przebudzeniu się. Za to od razu poznaję miejsce, w którym leżę. Pociąg. Czyżby Tournee się już zaczęło? Pewnie tak. Wreszcie! Wszyscy zobaczą mnie, na ekranach wszystkich telewizorów będę tylko ja, ja i ja! Zamknij się.
Nie będziesz mi mówić co mam robić! 
- Będę! - warczę. Niech ta... ekhm, nie myśli sobie, że ma prawo tak do mnie gadać.
Kochana...
Nie jestem kochana!
Chyba ja. 
Mylisz się.
Ha! Już nie rozróżniasz siebie i mnie. To znaczy, że...
Znowu się zaczyna. Zatykam uszy rękoma. Nie mogę się poddać. Nie. Będę walczyć. Ona nie może przedrzeć się do mojego umysłu. Nie pozwolę! Nie ma takiej mowy! Nie...
Spokojnie, nie bulwersuj się. Wygrałam... wygrałyśmy w Igrzyskach! Czekają nas sława, zakupy, Kapitol! Co roku! Bogactwo! Zawsze, już na zawsze będziemy...
Nie.
Jak to nie? Będę... Będziemy już...
Wrzeszczę. Dłużej tego nie wytrzymam. Nie chcę się obracać w towarzystwie snobów, nie! A może chcę? Nie!
Przybiega awoks ze strzykawką i wbija mi ją w ramię. Głosy w głowie mi ucichają. Oba.

- Kochana! - słyszę.
- Nie! - wrzeszczę.
- Trochę milej, co? - rozpoznaję urażony głos Labii.
- Prze-przepraszam.
- Nic nie szkodzi. - wzdycha opiekunka. - Des...
- Tak?
- Czy to ty... czy to ty rzuciłaś w Cae-Caesara?
- Nie, nie, Labia, ja...- zaczynam.
- Des, powiedz prawdę.
- Bo... bo...
HA!
- Tak, to ja.
Niespodziewanie, Labia mnie przytula.
- Słonko... Mam coś dla ciebie - mówi i wyciąga coś z torebki. - To od twojego taty.
Na jej dłoni leży piękny, czarny rzemyk, na którym jest zawieszony czterocentymetrowy, biało-fioletowy kamień. To chyba ametyst i... jakiś, którego nie rozpoznaję. biorę go do ręki i ściskam. Jest gorący, prawie parzy. Przykładam go do twarzy, ale zaraz odciągam go od siebie. Zimny. Znów zaciskam na nim dłonie. Znowu jest gorący. Po kilku... doświadczeniach, dochodzę do wniosku, że tylko kiedy trzymam go w ręce, jest ciepły. Kiedy dotykam nim rąk, twarzy czy szyi, staje się lodowaty.
- Dziękuję - przytulam się do Labii.
Nagle coś mi się przypomina. Wspomnienie mamy. Uśmiechnięta. Radosna. Ubrana w za dużą koszulkę i spodnie. Coś błysnęło jej na szyi. Domyślam się, że to ten właśnie naszyjnik. Podeszła do mnie, małego, niezgrabnego grubaska i powiedziała:
- Lyme, będziesz kiedyś wielką osobą. Wierzę w ciebie, kocham cię. Pamiętaj o tym.
- Mamusiu... - słyszę cieniutki głosik. To mój głosik.
- Ly, nic nie mów. - położyła mi palec na ustach. Nagle głos jej się zmienia. - Za kilka minut wychodzimy do dwunastego dystryktu!
Dopiero po kilku sekundach uświadamiam sobie, że przecież trwa tournee. Już przecież jestem ubrana. Patrzę jeszcze raz w lustro i wiem, że zaprojektował to Payton, który uważa, że doskonale mi w staromodnych rzeczach; znowu mam na sobie gorset i wielką suknię, a do tego dziwny sweter.
Wychodzimy na stację. Wita nas Strażnik Pokoju, trochę niezdarny. Nie poznaję go, musi być z Kapitolu. W końcu 2/3 Strażników jest z dwójki.
W ciszy kierujemy się do Pałacu Sprawiedliwości. Tłum stoi nieruchomo. Przyszło mało osób. Tak, plac (na którym nie ma dyb ani plutonu egzekucyjnego) jest zapełniony, ale tylko on. Ulice nie są wypełnione.
Ze szkoły wiem, że Dwunastka jest najmniejszym i najbiedniejszym dystryktem. Nie wyobrażałam sobie tego, ale teraz widzę, że Dwójka musi być w oczach tych ludzi miejscem z marzeń. Wszystkie dzieci, które mają oliwkową skórę i szare oczy, są wychudzone. Spoglądam dziewięciolatkę z włosami zaplecionymi w warkocz. Ma takie same rysy twarzy i oczy jak inne dzieci, ale jest trochę lepiej karmiona, to widać. Mniej więcej 1/3 dzieci ma jasne włosy i niebieskie oczy. Są one zdrowsze i czystsze, bardziej zadbane. Zauważam, że stoję, dopiero kiedy strażnik popycha mnie lekko w plecy.
     W milczeniu idę na przeznaczone mi miejsce. Burmistrz ogłasza, że zwyciężyłam i należy mi się uczta. Kiedy nadchodzi moja kolej, uświadamiam sobie, że nawet nie znałam trybutów z Dwunastki. Podnoszę kartkę i czytam tekst, który dostałam. W połowie padają imiona. Jass i Hunt. Zginęli w pierwszych sekundach.
Nachodzi mnie myśl Des, która się już dawno nie odzywała.
Ci ludzie nie mieliby szans w powstaniu.
I o dziwo, zgadzam się z nią.

***

Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału. Może nie jest najlepszy, ale nie jest też najgorszy. Dodany przed 24.00? tak! Mój prezent dla Was na mikołajki. Wszystkiego najlepszego. :D
Last christmas...
Ksawery szaleje, co?
Jechałam dzisiaj 2,5 h do szkoły <nie przesadzam!> ;__;
Byłam na łyżwach, strasznie bolą mnie plecy.
A właściwy prezent od Mikołaja (na razie same słodycze - od koleżanki z klasy na klasowe mikołajki książka Numery 3. Przyszłość - Rachel Ward. Fajnie by było gdybym przeczytała drugą część najpierw nie? XD)
Dawno nic nie dodawałam, bo nie miałam weny :c
Ale razem z WPO (GENIALNY) mi wróciła i oto jestem.
Dowiedzieliście się trochę, o co chodzi z "Lyme".
Może na JDK też coś dodam, i hope.

Numer10

7 komentarzy:

  1. WPO faktycznie wyszedł genialnie. :D
    Wczoraj w TV leciał władca pierścieni i weszłam do pokoju akurat na scenę ze Smigolem, który gada sam do siebie. Od razu skojarzyło mi się to z twoją Des. To rozdwojenie jaźni musi być uciążliwe. Zaczęłam głupieć, która Des jest szalona, ale teraz to dla mnie oczywiste. Wszak czy gdyby "dobra" część Des naprawdę była taka dobra to by miała te rządzę mordu i sławy?
    Zdziwiła mnie reakcja Labii, pewnie nie przepada za Ceasarem.XD A tak poważnie to jest dla Des taką drugą matką.
    Dzięki za prezent na Mikołaja (ja też coś dodałam ;P). Miło, że wena ci wróciła, oby jak najdłużej się trzymała. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to dziwne, ale nie czytałam i nie oglądałam Władcy Pierścieni... miałam się za to zabrać jak tylko w bibliotece się pojawi... :D
      Po części chodziło mi o taki efekt, żeby zmieszać i Des, i czytelników, i samą siebie, która Des jest tą dobrą. Ale po części mi to nie wyszło :D
      Sama nie wiem... Labia jest dla mnie jeszcze większą tajemnicą niż Des.
      Dzisiaj przy śniadaniu, mój brat się zapytał, czy pisarze, jak piszą książki, najpierw układają fabułę i się jej trzymają, czy raczej piszą wszystko "na żywca". Ja jestem zdecydowanie takim "pisarzem" (z wątpliwym talentem) który niby ma jakąś fabułę, ale ona się ciągle zmienia.
      Widziałam, że dodałaś, ale już byłam zmęczona, żeby skomentować. Zaraz to zrobię :D

      Usuń
    2. Spoko, do niczego nie zmuszam. :D
      Hmm... ja jestem pisarzem, który widzi mniej więcej w przyszłość, co chce zrobić, ale wszystkie momenty po kolei pisze na żywca, czasem dorzucę nową postać, czasem wymyśle wydarzenie. A jeśli chodzi o twój talent, to on wcale nie jest wątpliwy. ;) Talent masz, co nie ulega wątpliwości, teraz go szlifujesz, by w przyszłości być nie do porównania. ;D

      Usuń
  2. DO czego niby? Po prostu wczoraj po napisaniu rozdziału, przeczytałam Twój i nie miałam siły... nieważne :D
    Jest i to bardzo... Chociaż dla mnie to wielki sukces, że piszę opowiadanie i ludziom (np. Tobie) się to podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama zaczęłam szaleć jakoś w połowie rozdziału xD Jestem zdezorientowana, nie do końca wiem, co się dzieję i jest super ^_^
    Myślałam w pewnej chwili, że Des już nie wytrzyma i popełni samobójstwo
    Świetny fragment z tymi wspomnieniami
    Nie podoba mi się ten ojciec, nie lubię go
    Zaskoczyło mnie zachowanie Labii, nie spodziewałabym się tego
    Bardzo fajny rozdział, cieszę się, że wróciła Ci wena i bardzo serdecznie pozdrawiam ^_^

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuje się jakbym czytała "Kosogłos" - nie ogarniam wszystkiego, ale przyjmuję to do wiadomości i jestem zachwycona tym, co czytam. *w*
    Rozdział boski. I talent to Ty masz z pewnością. Labia jes dziwaczna. Nie mogę jej rozgryść...Tylko szkoda mi Caezara, bo go bardzo lubię. ;)
    Masz rację: WPO był genialy.
    Czymś jeszcze obdarował Cię Mikołaj? :) (hehe, tak wogole to moja młodsza siostra wchodzi do pokoju dzień po mikołajkac, grzebie w szafie i po chwili: ej, dlaczego tu jest papier, w którym dostałam prezenty od Mikołaja? xD)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja dawno tu nie zaglądałam, Chryste! Masakra ;P Ostatnio zaniedbałam blogi, bo nie mam nawet czasu siadać, ale wróciłam i to, co przeczytałam, zmobilizowało mnie, żeby tu częściej zaglądać :)
    Ochhh... Czekam z niecierpliwością na next :D

    OdpowiedzUsuń

Odpowiadam na każdy komentarz, jestem wdzięczna za każdą opinię. Dziękuję za każde słowo :))

Obserwatorzy