25 grudnia 2013

Życzenia + BONUS - Opowiadanie świąteczne (na konkurs*) "Święta u Everdeenów"

Na początek chcę życzyć każdemu, kto to przeczyta, wesołych świąt. :) Zdrowia, szczęścia, weny, miłości, przyjaźni, bogactwa, dobrych wyników w nauce, hobby, które będziesz lubić, dosłownie wszystkiego. Dobrych kontaktów z rodzeństwem (niemożliwe, ale... XD), rodzicami, nauczycielami. super prezentów - które już masz, ale co tam - pysznych ciast, dużo jedzenia :D. I żeby wszystko w nowym roku było dla Ciebie wspaniałe, doskonałe - po prostu idealne. OK, straciłam wenę na życzenia. XD
Nadszedł czas na opowiadanie. Nosi tytuł Święta u Everdeenów. Jak sama nazwa wskazuje, jest o świętach w rodzinie Katniss. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;). Dedykuję je najwierniejszym czytelnikom tego bloga, czyli (kolejność przypadkowa):
  • Mirze,
  • El Elliez,
  • Lily Nimrodiell,
  • Torii.,
  • Mockingjayonfire
I przepraszam za zaległości na wszystkich blogach - niedługo nadrobię, a teraz mam strasznych kuzynów (niestety młodszych) w domu i nie mam kompletnie czasu. Nie można tego jakoś zamienić? XD OK, koniec gadania, czas na opowiadanie. Miłej lektury :)


*konkurs organizowany przez stronę hungergames.pl

ŚWIĘTA U EVERDEENÓW

 Każdy czasem płacze. Każdy, w tym ja. Dlatego nie rozumiem małej Prim, która na widok moich łez, sama zaczyna płakać.
Powodem jest mój ojciec. A właściwie, jego zachowanie. Przez calutkie sześć dni harował w kopalni jak wół szesnaście godzin na dobę, chociaż obowiązkowe jest dwanaście. Jutro niedziela. Będzie musiał spędzić z nami trochę czasu, nie moze nas już więcej unikać. Dlaczego on to robi? Rozumiem, że musi pracować, ale... Jesteśmy jego rodziną... To nie jest ważniejsze?
Jedyną osobą, przed którą się otwieram, jest mama. Przytulam się do niej, a Prim robi to samo z drugiej strony.
- Co się stało, kochanie? - pyta moja rodzicielka.
- Nic – pociągam nosem i waham się chwilę, a potem wybucham i mówię jej wszystko, co myślę o zachowaniu ojca.
Wszystkie moje łzy lądują na koszulce mamy, ale ona się tym nie przejmuje.
- Porozmawiam z nim, dobrze?
Mam nadzieję, że wreszcie coś się zmieni.

Kiedy siedzę na łóżku, gotowa do położenia się, drzwi pokoju otwierają się.
- Katniss... - słyszę głos ojca.
- Tak? - pytam, jestem poirytowana, że po tych wszystkich dniach jeszcze się do mnie odzywa.
- Mama powiedziała mi, że jesteś na mnie zła – oznajmia. - I w związku z tym -
- Będziesz więcej pracować, tak? - przerywam mu. Jest okropny!
- Nie, chciałem cię przeprosić. Bo widzisz, miałem wam tego nie mówić, w końcu jesteście dla mnie najważniejsze, ale -
- Kopalnie mnie wzywały! - naśladuję jego głos. - Nie mogłem ich zostawić!
- Katniss! - krzyczy.
Stoję, zaskoczona. Jeszcze nigdy ojciec na mnie nie krzyczał. Czemu podnosi głos? Nie rozumiem.
- Tato... - zaczynam, ale tym tazem on mi przerywa.
- Młoda, słuchaj. Chcę zrobić dla trzech najwspanialszych osób na świecie najlepsze święta. Zdradzić ci tajemnicę?
- Jaką?
- Chyba nie zasługłujesz...
- Jak to nie?! Powiedz, poooowieeeedz...
- No dobrze. Otóż... chcę kupić pomarańczę.
- Myślałam, że to coś ciekawego. - marszczę nos.
- To jest ciekawe. To taki owoc -
- Owoc? Brzmi raczej jak zwierzę.
Tata się uśmiecha.
- Pomarańcza jest duża, okrągła i, jak sama nazwa wskazuje, pomarańczowa. Jest kwaśna, jej smak pozostaje w ustach na długi czas.
Milczę. Zastanawiam się nad tym, co tato robił tydzień temu, w niedzielę. Nie musi wtedy pracować, więc... o co chodziło? Co mógł w tym czasie robić?
- Katniss? Co się dzieje?
Mówię mu o swoich obawach.
- Chcesz znać jeszcze jedną tajemnicę?
- Tak, tak!
- Otóż... tylko nie mów tego nikomu... jestem kłusownikiem.
- Kim?
- Łowcą. Wymykam się do lasu i poluję tam na zwierzęta, zbieram rośliny.
Wyobrażam sobie tatę w jego kurtce i butach w lesie. Po chwili jego sylwetka zamienia się w moją, ciemne włosy wydużają się. Jestem łowczynią. Biegam cicho po lesie i strzelam w zwierzęta. Jestem mroczna, ale zarazem przyciągająca.
- Ale super! Nauczysz mnie?
- Nie jestem przekonany...
- Ale, taaaatoooo
Widzę wahanie na jego twarzy, jednak po chwili wzdycha i proponuje:
- To co, idziemy jutro na polowanie?
Uśmiecham się szeroko.
- Nie mogę się doczekać.

Mimo obaw, że zapomni o naszej umowie, następnego dnia rano, ojciec podchodzi do mojego łóżka i delikatnie potrząsa mnie żebym się obudziła, ale tak, żebym przypadkiem nie szturchnęła Prim. Ziewam i spuszczam nogi na ziemię, prosto w przygotowane wcześniej buty myśliwskie. Tata pomyślał o wszystkim, więc szybko się ubieram i już mam wychodzić, kiedy on zatrzymuje mnie w drzwiach.
- Katniss – zaczyna. - Nie pójdziesz tak do lasu.
Spoglądam na siebie i nie wiem, o co mu chodzi. Dopiero po chwili staje się to jasne. Mam rozpuszczone włosy. Po chwili wahania, ojciec bierze je i delikatnie zaplata w warkocz, który zaczyna się nad lewym uchem i opada gładko na prawe ramię.
Kiedy jesteśmy już na polanie obok naszego domu, tata wyjaśnia mi, że zawsze mam słuchać, czy siatka nie wydaje żadnych dźwięków, po czym bez zastanowienia rusza w stronę ogrodzenia.
- Stop! - prawie krzyczę. On idzie prosto na siatkę p o d n a p i ę c i e m .
- Żartuję – uśmiecha się. - musimy poczekać.
W milczeniu czekamy jakieś piętnaście minut, a kiedy ogrodzenie ucisza się, przechodzimy przez poluzowany fragment. Idę za ojcem, kiedy pewnie wchodzi do lasu. Jak on to robi, że rusza się tak cicho?
Podchodzi do spruchniałego pnia i odzywa się:
- Katniss, popatrz w górę - Spoglądam tam, widzę ptaka. Czarnego, z białymi plamkami na skrzydłach. Jest piękny. - To Kosogłos. Naśladuje dźwięki i piosenki. Posłuchaj.

Are you, are you
Coming to the tree
Where they strung up a man they say murdered three.
Strange things did happen here
No stranger would it seem
If we met up at midnight in the hanging tree.

Ptaki powtarzają melodię. Jest trochę smutna. Nie wiem, o co chodzi w tej piosence, jest dziwna. Przecież... Kto namawia kogoś na schadkę w takim dziwnym miejscu?
Nagle ojciec przestaje śpiewać i podnosi rękę.
- Katniss – szepcze. - Tam jest wiewiórka. Widzisz?
Rzeczywiście, na drzewie koło nas siedzi rude zwierzątko. Ojciec unosi łuk (wyjęty wcześniej ze spróchniałego pnia) i nakłada strzałę na cięciwę. Po chwili ją wypuszcza, a wiewiórka pada martwa. Brzydzę się lekko, ale podchodzę do niej i biorę za ogon.
- Chcesz spróbować? - pyta ojciec, potrząsając łukiem.
Kiwam głową i oddaję mu zwierzętko. Przez następne kilka minut szukam zwierzyny. Mam nieodparte wrażenie, że tata jest zirytowany jednym z dwóch faktów. A może obydwoma...? 1. Chodzę za głośno. 2. Już przegapiłam tyle zwierząt...
Ale w końcu trafiam na królika. Poznaję go po uszach, które są zdecydowanie za krótkie na zająca. Uśmiecham się i powtarzam ruchy taty – unoszę łuk, nakładam strzałę i chwilę celuję. Puszczam. Nie trafiam w zwierzę, jedynie zwracam jego uwagę. Odwracam się zrezygnowana w stronę taty, ale on z zainteresowaniem się na mnie patrzy. Nic nie mówi, ale widzę coś w jego oczach. Nie wiem, co to jest, ale daje mi siłę do szybkiej reakcji – strzelam drugi raz w stronę królika. A on, z przebitym na wylot brzuchem, staje się martwy.
Musi minąć chwila, zanim dociera do mnie to, co zrobiłam. Zabiłam coś. Nie, żebym była z siebie dumna, ale... zabiłam coś. A ten królik... może miał rodzinę? Na pewno. Znajomych, dziewczynę, może żonę, dom...
To nie może być coś złego. Ja też mam rodzinę. Tak jak ojciec – on zabija, żebyśmy mogli przeżyć. Jest tyle głodujących rodzin, a ja wiem, że nie chcę, żeby moja była następną. Nie chcę, żeby Prim umarła z głodu. Czasem się zastanawiam... Co będzie, jak ktoś z naszej rodziny odejdzie? Co się stanie, jeśli... No właśnie, j e ś l i . Nic się przecież takiego nie stanie. Prawda? A może...
Moje rozmyślania przerywa głos taty.
- No brawo! Za pierwszym razem ustrzeliłaś pięknego, tłustego królika – oznajmia, jakbym wcale nie wiedziała. - Jestem z ciebie dumny, Katniss.
Te pięć słów ogrzewa mnie mimo przeraźliwego zimna.

Po tym, jak razem ustrzeliliśmy (no dobra tata ustrzelił) jeszcze kilka królików, wiewiórek i jakichś dziwnych ptaków, idziemy na czarny rynek, który jest nazywany przez tatę Ćwiekiem. Mieści się w starym magazynie. Nikt ze szkoły nie zapuszcza się w te okolice, dlatego się uważnie rozglądam. Wszystko budzi moją ciekawość. Od sporu przy jednym ze stanowisk, na które patrzy się pół targowiska, przez jednooką kobietę siedzącą pod ścianą, po wychudzone dziecko kulące się w rogu magazynu.
Drogę zachodzi nam jakaś postać. Patrzymy się na siebie przez chwilę. To pijak. Z obrzydzeniem chowam się za tatą. Jak on tu wytrzymuje? To miejsce jest obrzydliwe. Ci wszyscy ludzie, to całe zamieszanie, nie da się tu odnaleźć. Jednak, po zastanowieniu, w myśliwskiej kurtce, z tymi wszystkimi bliznami, tata tu pasuje. A jeśli on, to ja też.
- To co, idziemy to sprzedać – potrząsa torbą. - Najpierw do Rooby. To rzeźniczka. Zobaczymy, ile twój królik jest wart.
Kiwam głową i z pomocą taty przeciskam się przez tłum. Po chwili znajdujemy się przed zapleczem rzeźni. Po chwili pukania, starsza kobieta otwiera nam drzwi.
- Dzień dobry – witam się.
- Dzień dobry... - patrzy się na mnie przez chwilę. Wytrzymuję jej wzrok. Po chwili przytomnieje i jakby uświadamia sobie, po co prawdopodobnie przyszliśmy. - Co dla mnie macie?
- Chcielibyśmy się dowiedzieć, ile dałabyś za tego królika – mówi ojciec, pokazując jej moją zdobycz.
Rooby zastanawia się, a po chwili podaje cenę i oświadcza, że to porządne mięso.
- W takim razie zrobimy sobie święta z tym mięsem. - oświadcza tata, a potem sprzedaje całą resztę, zostawia tylko ubabranego krwią królika i wiewiórkę.
- Dlaczego się nie targowałeś? - pytam, kiedy rzeźniczka zamyka drzwi.
- Bo Rooby podaje cenę. Możesz albo ją przyjąć, albo odrzucić.
Po drodze do wyjścia kupujemy kilka rzeczy takich jak włóczka czy węgiel. Kiedy proszę tatę o pieniądze, daje mi trochę, żebym mogła kupić prezenty.
Wybieram kilka drobiazgów. Dla mamy – chustkę, dla taty – pasek do spodni, a dla Prim kupiłam nowe wstążki do włosów. Pierwszy raz kupowałam rzeczy tak swobodnie. Kiedy orientuję się, że tata na pewno zauważy moje zakupy, z reszty, która mi została, kupuję siatkę i wrzucam tam prezenty. Nie mogę się doczekać świąt.

We wtorek rano, tata znika w kopalni. Obiecał mi, że nie będzie dużo pracować i wróci do domu. W Dwunastce, w Święta, trzeba wysiedzieć obowiązkowo cztery godziny w kopalni, dlatego ojciec wyszedł z domu o szóstej.
Równo o dziesiątej trzydzieści słyszymy, jak tata wraca do domu. Wcześniej, rok w rok, prezenty były koło kominka, ale tym razem ojciec przynosi ze sobą drzewko. Małą choinkę. Razem z Prim zaczynamy skakać wokół niej, obrywać brzydsze igły. To prawie jak te rodziny z miasta! Drzewko na święta! Nie mogę uwierzyć. Przytulam się do taty.
- Jesteś najlepszy na świecie. – szepczę.
- Wiem. - odpowiada.
A potem znika z mamą w kuchni. Zaraz zaczynają dochodzić z niej piękne zapachy.
O czternastej mama zabiera nas na górę i ubiera w te najbardziej odświętne stroje. Czesze nam włosy. Moje zaplata w prosty warkocz, a Prim zostawia rozpuszczone. Idzie się sama przygotować, więc ja wyciągam reklamówkę spod łóżka.
- Nie podglądaj – mówię do Prim i cichutko schodzę na dół. Niezgrabnymi ruchami rozdzieram reklamówkę na trzy części i do każdej pakuję prezent. Następnie wyciągam pióro z plecaka szkolnego i podpisuję każdą czterema literami: M A M A, T A T A, P R I M.
Około godziny szesnastej, rodzice zastawiają stół i przychodzą do nas na górę. Wkładają do starego odtwarzacza płytę z kolędami. Na stole zauważam mojego królika, przyprawionego, z jakimiś warzywami, wiewiórkę w sosie śmietankowym, sałatkę z kukurydzy, jakiegoś mięsa i sosu. To prawdziwe rarytasy, na które ojciec tak pracował. Dodatkowo, na jednym z talerzyków jest duża, pomarańczowa kulka. Uśmiecham się do taty.
Jak zwykle zaczynamy jeść od sałatki. Następnie próbuję swojego królika. Jego mięso rozpływa mi się w ustach. A potem już wszystkie potrawy się mieszają. Śmiejemy się, śpiewamy kolędy, ja i Prim opowiadamy zabawne historie ze szkoły, rodzice odwdzięczają się opowiadaniami z dzieciństwa. Czas szybko mija i po chwili mijają dwie godziny, a na stole została tylko pomarańcza.
- Więcej w siebie nie wcisnę – mówię. - Możemy zjeść ją po prezentach?
- Jak chcesz. - zgadza się mama.
W jednej chwili i ja, i Prim rzucamy się do drzewka. Szybko odnajduję swój prezent. Jest duży, zapakowany w zwykły szary papier, który momentalnie rozdzieram. Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. To ł u k. Piszczę z radości i rzucam się rodzicom na szyję. To najwspanialszy prezent na świecie! Ale zaraz, chwila... Skoro mam łuk, to gdzie strzały?
Szybko znajduję też kołczan z dwudziestoma takimi samymi strzałami. Jestem szczęśliwa. Kiedy pytam Prim, co dostała, pokazuje mi, z szerokim uśmiechem, drewniane liczydło i lalkę (też drewnianą). Pod choinką zostały jeszcze trzy prezenty. Tata spokojnie podchodzi i znajduje swój pasek. Od razu przekłada go przez spodnie, podchodzi do mnie i przytula.
- Dziękuję, Katniss – mówi.
Następnie swój prezent odpakowuje mama. Przypatruje się chustce, pochyla się nade mną, całuje mnie w policzek i dziękuje. Prim, po zobaczeniu swoich nowych wstążek, rzuca mi się w ramiona i przewraca mnie na ziemię. To chyba jej reakcja jest dla mnie dzisiaj najważniejsza.
Pod koniec tego dnia jemy jeszcze pomarańczę. Tak, jak mówił tata, jest słodko-kwaśna. Ma trochę dziwny smak, ale polubiłam go. Jedną z tych rzeczy, których się dzisiaj nauczyłam, jest to, że rodzina zawsze będzie stała u mnie na pierwszym miejscu.

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
Kiedy się budzę, wspomnienia z poprzednich dni wracają. Nie mogę uwierzyć, że taty już nie ma. Nie dociera to do mnie. Mam wrażenie, że zaraz wejdzie, oznajmi, że idziemy do lasu. Jednak, gdy otwieram oczy, nikt nie wchodzi do pokoju.
Powoli się schylam i wyciągam łuk spod łóżka. To ten sam, który ojciec dał mi pod choinkę. Jest skonstruowany specjalnie dla mnie. Dopasowany do moich ramion, do wzrostu i wagi. Przytulam go do policzka. Oprócz za dużej na mnie kurtki myśliwskiej i butów, jest ostatnią rzeczą, która łączy mnie z tatą. Przypominam go sobie. Ten uśmiech, oczy, włosy, dłonie i najważniejsze – jego zapach. Bezpieczny, trzymający mnie blisko ziemi, a jednocześnie dzięki któremu odlaatywałam.
Dlatego, kiedy wjeżdżam windą na piętro pałacu sprawiedliwości, znowu płaczę. Bo już wiem, co widziałam w oczach taty, kiedy upolowałam pierwszego królika. To była miłość.

6 komentarzy:

  1. Oooo. <3
    Naprawdę zawsze żałowałam śmierci ojca Katniss.
    Miło, że zrobiłaś świąteczną opowieść. :) Naprawdę fajnie się czytało. Również życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Weny, szczęścia, zdrowia, by twoja rodzina była z tobą jak najdłużej. No po prostu "Wesołych Świąt". :P Mam nadzieję, że wigilię miałaś udaną. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wigilia... nIe czułam ani troche świątecznego nastroju i w dodatku kuzyni, młodszy brat, same małe dzieci, którymi muszę sie zajmować przez cale święta. (co prawda, ech, muszę sie pochwalić, dostanę za to jakiś "bonus" na kartę płatniczą którą mi rodzice niedługo wyrobia. :D tylko to sprawiło ze jeszcze jakoś wytrzymuje :P) nie, wigilia była raczej nieudana, czekam na 30.12, - 1.12, kiedy się spotkam ze znajomymi. A co u Ciebie? Przepraszam, musiałam sobie troche ponarzekać. :D

      Usuń
    2. Nie ma sprawy. Gdzieś narzekać trzeba. XD
      Ja już od dawna nie czuję tego klimatu, czułam go, gdy byłam mała, teraz to nie to samo. Niby jeżdżę do babci jak co roku, ale staw już nie zamarza i nie można jeździć na łyżwach, w ogóle nie ma śniegu, nie ma tego wyczekiwania. Ta magia już dawno prysła. A tak w łączeniu się z bólem, wiem że to nie to samo, ale mam małego, wkurzającego kuzyna, którym się muszę zajmować. No cóż, przynajmniej dostał grę, w której się strzela do duchów, a w nią się na pewno zabawniej gra niż w małpki wyskakujące z planszy. ;P

      Usuń
  2. Na początek zycze (spoznionych) Wesolych Swiat! :)
    Opowiadanie bardzo fajne. Szkoda mi ojca Katniss...Zakochalam sie w ostatnim akapicie. *.*
    Ja rowniez mam nadzieje, ze mialas wigilie pelna milosci, smacznego jedzenia i prezentow. I pomaranczy. :)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo, dziękuje za dedykację :)
    Opowiadanie oczywiście jak zawsze świetne. Święta już minęły xD więc życzę rodzinnej drugiej części ferii, świetnego Sylwestra, oraz szczęścia, radości, miłości i WENY w Nowym Roku! :))
    Co do opowiadania jeszcze, no to jeszcze raz powtarzam że mi się bardzo podobało :))
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na rozdział ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam, wybacz mi, że tak późno komentuję, ale w tym okresie świątecznym (i przedświątecznym) nie miałam głowy do niczego :<
    Bardzo dziękuję za życzenia i wszystko, a Tobie życzę także (po fakcie -,- ) wszystkiego co najlepsze! :D
    Ten rozdział jest dziwny. Wiem, wiem, święta u małej Katniss, ale jakoś to wszystko do mnie nie przemawia... zachowanie ojca jest jakieś dziwne, a to strzelanie... nic jej nie wytłumaczył, nic nie powiedział jak ma co robić, tak sobie po prostu wzięła łuk i spacerowała z nim szukając co zastrzelić. Strzelanie z łuku nie jest prostą rzeczą, którą nauczy się robić za pierwszym razem mała dziewczynka. Szczególnie prowizorycznym łukiem zrobionym przez jej ojca.
    Kolejna rzecz, to święta. Tylko że bardziej tu chodzi o moje wyobrażenie niż ogólnie o jakąś niezgodność czy coś :p po prostu nie potrafię sobie wyobrazić, by w Panem mieli normalne święta z choinką, kolędami i prezentami.
    Zakończenie mi się podoba, ogólnie rozdział też, choć, jak już pisała, jest dziwny :p
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę duuużoo weny w nowym roku! :D

    OdpowiedzUsuń

Odpowiadam na każdy komentarz, jestem wdzięczna za każdą opinię. Dziękuję za każde słowo :))

Obserwatorzy