14 lutego 2014

Rozdział XIX

Kiedy sekretarz przynosi mi listy, warczę na niego. Nie traktuje poważnie swojej pracy! Przecież... Właśnie jedna z ważniejszych osób w dystrykcie umarła!
No dobra, dramatyzuję... Po prostu... to moja córka! To pokręcony świat. Dziwniejszy niż wszystkie inne... Nie rozumiem. Co zrobiłem źle? Przecież ona miała wszystko. Dosłownie. Była najbogatsza we wszystkich dystryktach. 
Po policzku spływa mi łza. A potem druga. 
Nienawidzę siebie, swojej osoby.
Nienawidzę Kapitolu.

><**>

- Mamo! Tutaj! - krzyczę. Zdzieram głos od dłuższego czasu. Biegnę za nią na prawdę długo, ale – co dziwne – nie męczę się. - Spójrz na mnie! Mamo!
Nie reaguje. Biegnie w tym samym tempie co ja. Jest szczęśliwa. Lyme jest z nią. 
- Proszę – łzy lądują na policzkach, na trawie. Jednak oczy pozostają suche.
To koniec. Wiem, że moja historia się kończy. Przynajmniej jakaś część mnie jest szczęśliwa, że już nie będzie więcej męki. Że już w spokoju mogę odpocząć, że nigdy nikogo nie zawiodę, nie zabiję. Uśmiech przebija mi się przez mokrą twarz. Jedyne, czego w tym momencie chcę, to kogoś bliskiego. Łza. Przyjaciela. Więcej łez. 
Słonko, ciągle tu jesteś?
- Mama? - podnoszę mokrą twarz. Ocieram ją.
Kochanie. 
- Co tu tu robisz? - Mama klęka przy mnie i wyciera resztę łez. To nic nie daje, bo znów lecą. Tym razem ze szczęścia. Przytulam się do niej.
Króliczku, powinnaś już być w domu. 
- Ale przecież... ty pobiegłaś z Lyme!
Wiem. Ale widzisz, ty jesteś Des, tak?
- No niby tak, ale pamiętasz tą całą historię...
Nic cię nie złamało, to durny pożar też cię nie złamie. Wracaj.
- Wyjaśnij mi, jakim cudem jestem w dwóch miejscach naraz?
Dowiesz się w swoim czasie. Leć.
Nie mogę się oprzeć jej słowom. W jednej chwili znajduję się przy wejściu na łąkę.
Wytrzeszczam oczy na widok ognia. Nie. Coś jest nie tak. Pali się tylko jakaś wejście w postaci drewnianego łuku triumfalnego. Muszę się wziąć w garść. Nie mogę tu zostać.
Przebiegam przez bramę. Boli. 

><**>

- Burmistrzu! - odzywa się krótkofalówka.
- Nie teraz! - odwarkuję. Muszę na czymś odreagować.
- Ale... szpital... - zaczyna.
- Cisza!
- Decima... -
- Nie!
- Przep -
Wyłączam urządzenie, rzucając nim o ścianę.

><**>

- Jest puls!
- Czy to możliwe, żeby...
- Myślisz o śmierci klinicznej? To bajki.
Otwieram oczy.
- Żyje!
- Słyszysz nas?
Chcę odpowiedzieć. Nie mogę. 

Przez następną godzinę karmią mnie i doprowadzają do porządku. Z tego, co słyszę, wypadłam z płonącego domu. I spadłam na chodnik. 
Kiedy znajduję się przy lustrze (każdy ruch mnie boli), mogę patrzeć wszędzie: na policzki, na nos, na usta, na włosy – prawie wszystko się zmieniło. Został tylko kolor oczu. Chociaż, nie. Nawet on pociemniał. 
Wyglądam na prawdę źle. Oliwkowe włosy spaliły mi się i mam tylko kilka szczecinek na łysej, czerwonej głowie. Skóra na czole, policzkach, brodzie – to wszystko jest teraz czerwono-brązowo-czarne. Nigdy nie widziałam też tak spalonych ust – mają ciemniejszy kolor niż cała reszta. I inny kształt niż miały. 
Patrzę ze smutkiem w dół. Moja oparzona twarz nie wyraża emocji. Nie potrafi. 
Chciałabym zobaczyć ojca. Tylko że on się mną nie przejmuje. Kolejny dowód na brak jego miłości.

><**>

Słyszę sekretarza. Nie mogę znieść jego durnego gadania. Przecież to same kłamstwa! Nie da się zrobić życia w dwójce lepszym. Nie da się uwolnić ludzi od dyb, od egzekucji. 
Ukrywam twarz w dłoniach.
- Eeeem, burmistrzu... - dociera do mnie głos Rassego.
- No? Tylko szybko.
- Pańska córka żyje.
Zajęło mi chwilę zrozumienie tego.
- Chwila. Decima żyje?
- Tak. Burmistrzu, jest mały uszczerbek na zdrowiu, nie mówiąc o licznych oparzeniach i złamanych żebrach, to u pańskiej córki zarejestrowali stan wegetatywny. A przynajmniej w połowie.
Czyli... nie pozna mnie?

><**>

Do sali wchodzi ojciec. Widzę go kątem oka. Chcę podejść, uścisnąć go, powiedzieć, że nie wszystko, co mu powiedziałam to prawda, i że te wszystkie okropne rzeczy... ja tak nie myślałam. 
Jednak nie mogę. Coś mnie powstrzyuje. Nie podnoszę na niego wzroku i dalej trzymam ołówek, który dostałam od pielęgniarki, w ręce. Rysuję. A właściwie – myślę. A, że trzymam w ręku ołówek, przed sobą mam kartki, to rysuję swoje myśli. Tak właściwie... Nigdy się tym nie zajmowałam. Znaczy, rysowaniem. Na plastyce miałam zwolnienie, a w domu kredki były chyba najbardziej bezużyteczna rzeczą. Ale teraz czuję się, jakbym była do tego stworzona. Po prostu wiem, że to jest moja rzecz – coś, czego inni mogą mi zazdrościć. Nawet teraz, z pomarszczoną i poparzoną twarzą będę lepsza od niektórych w chociaż tej jednej rzeczy. 
Zamykam oczy. Wsłuchuję się w otoczenie. W ciszę, która wcale nie szumi. Nie odzywa się do mnie, nie wciąga mnie. To dziwne. Zwykle cisza mnie uspokaja. Dlatego nie słucham muzyki. Robię się wtedy agresywna i po prostu nie potrafię się wyciszyć. Czemu teraz ta sztuczka nie działa? Nie wiem. Wolałabym jednak jej użyć i się od wszystkich odciąć. W końcu przecież świat jest zły. Tak? Biedna, zwariowana dziewczyna ucieka z własnego domu przed pożarem, paląc się żywcem i spadając z sześciu metrów? Tak, właśnie to kocham. Świetna rozrywka, prawda?
Odwracam się w stronę lustra i powoli przesuwam wzrokiem po całym moim ciele. Od brakujących włosów na poparzonej głowie, przez kościste ramiona po nogi, sterczące z wózka. Później patrzę na ojca. Coś mówi. Nie wiem, co – jedyne, co kojarzę to wściekłość na niego. Niech podejdzie! Niech posłucha, jak głęboko gdzieś go mam. Chcę mu to wszystko wyrzucić wprost. Jedyne, czego pragnęłam, to mieć rodzinę. Tatę, który nie będzie całej swojej uwagi poświęcał innym ludziom, tylko swojej córce. Albo – córkom i synowi. To by się nie stało, gdyby nie on. Mama, Klint, Kim – Angel... To myśl o nich mnie boli. Nie rozumiem tej całej szopki, jaką wystawia ojciec. Że niby się o mnie troszczy? Jasne, tucząc mnie i owijając w bawełnę. Dosłownie. Żywiłam się najlepszymi przysmakami i ubierałam w najdroższe i najlepsze materiały. 
Zamykam oczy. Próbuję wsłuchać się w ciszę, ale nie mogę. Nie umiem. Teraz, kiedy już wiem, że to wszystko to fałsz – nie ma nadziei. Dla nikogo. Chciałam jeszcze pożyć, chociażby ze świadomością, że nikt mnie nie kocha i nie potrzebuje. A teraz umrę sama, z ojcem sterczącym mi nad głową. Tego to ja na pewno nie chciałam, kiedy zgłaszałam się do Igrzysk. Otwierając oczy, widzę, jak usta ojca poruszają się. Nie słyszę, co mówi, ale nie obchodzi mnie to. Zaciskam zęby, kiedy widzę, że ten tchórz wychodzi. Poparzona córka! O nie! Ta sierota sobie nie poradzi!
Lekarze patrzą się na mnie z lękiem. Widzę ich w lustrze. Ktoś kiedyś powiedział, że rzeczywistość jest ułudą, ułuda jest rzeczywistością. Ten ktoś miał rację, ja to wiem. Wszyscy wiedzą. 
Co jest jasne też dla innych? Nikt mnie nie kocha. Jestem samotna, zapomniana, zgubiona. Chyba lepiej byłoby zginąć w pożarze, niż się teraz męczyć. Tak. Może mi się uda wziąć nóż i...
Ponure myśli przerywa wejście kolejnego gościa, który rzuca mi się w ramiona. Jestem zbyt oszołomiona, żeby w pierwszej chwili skojarzyć, kto to jest. Dopiero potem dociera do mnie, że to Karin. Kiedy odwzajemniam uścisk, wydaje się być zdziwiona.
- Podobno nie ruszasz się, nawet jeśli cię o to poproszą.
Chcę wzruszyć ramionami, ale nie mogę. Zupełnie, jakby tym zdaniem zepsuła cały nastrój panujący między nami. 
Znów zamykam oczy. Z dziwnym spokojem, jakby przyjście Karin coś we mnie poruszyło, układam się na wózku. Dziewczyna rozumie, o co mi chodzi, więc podaje mi poduszkę. Później całuje mnie delikatnie w policzek i szepcze:
- Jutro też przyjdę, dobrze?
Wychodzi.
Nie widzi tego, że skinęłam głową.

*

Bu! 
Ten rozdział jest jakiś dziwny... Nie wiem, jak mi wyszło i przepraszam za te rozkminy Des, musiałam je wstawić, nie mogłam się powstrzymać. ;)) Teraz zaczynają mi się ferie. Na pierwszy tydzień, od 16 do 22 wyjeżdżam, ale postaram się dzisiaj i jutro coś napisać i wstawić w następną niedzielę. :)
No cóż, zapraszam do komentowania. 
Z lekkim opóźnieniem: Wszystkiego najlepszego, Mira!
+ Walentynki! (ktoś jeszcze spędza je w domu z blogami, czekoladą, książkami i herbatą? :D)
++ Zapraszam na mojego drugiego bloga; część z Was już go zna, ale chciałabym, żeby więcej osób się nim zainteresowało. ;) jak-dokonac-niemozliwego.blogspot.com

24 komentarze:

  1. Ihihihi PIERWSZA!
    Tak na wstępie pochwalę się, że już pod koniec-swoich- ferii skończyłam odrabiać zaległości. :D Przeczytałam całe-opublikowane- opowiadanie. Asz tam ja!
    Ten rozdział i mnie cieszy i martwi. Co mnie cieszy? To, że ŻYJE! Co mnie martwi... to, że mogą być kłopoty z późniejszą komunikacją, życiem, poruszanie itp. itd. Mam nadzieję, że jakoś dobrze to wykreujesz :D
    Pozdrawiam życzę weny na następny rozdział i udanych i strasznie wooolnych ferii. Hłehłehłe w moje ferie był śnieg

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, wreszcie! Czekałam, aż to napiszesz :D Chociaż spodziewałam się komentarzy, których nie było, a które mi taaaaaką przyjemność sprawiały. :P
    Żyje, żyje. Jeszcze przez chwilę, muszę parę spraw wyjaśnić, a potem - kto wie... :D
    Ja jadę w góry haha, może coś będzie.
    A jestem farciarą: Mieszkam we Wrocławiu (chyba tymczasowo, ale na zimę zostaję!) - najcieplejszym mieście. ♥ nie lubię śnieguu... taaak baaaardzo nieeeee luuubięęęę :((

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się ferie kończą. :( Ja nie chcę do szkoły!
    Dziękuję za życzenia. :D
    Des biedulka, ta to ma problemy ze zdrowiem. A ten ojciec mnie już wkurza. Niech się weźmie w garść, powie córce, że ją kocha i zrobi jakiś bunt (za który go zapewne potem zabiją, ale coś za coś). Niech się tak nie załamuje, skąd ona ma niby wiedzieć, że jej na nim zależy? Z tego, że się tak użala? :D
    Nie, że coś mam do tej postaci. Po prostu mam teraz taki nastrój, że mnie to wkurza. ^^
    A moje walentynki? Koleżanka wyciągnęła mnie na siłownie. :D Uczucie po zejściu z bieżni - zupełnie jakbyś latał. :D
    Życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ciekawe, jak ja się będę czuła :D
      Czytasz mi w myślach trochę z tym buntem... :/ Ale cóż - to pokazuje że jestem przewidywalna i czas zrobić coś nowego :P
      Ojjj, to ja po szkole poszłam do Maca i zjadłam dwa duże lody z polewą karmelową... Zupełnie inny sposób, ale cóż :D
      Dzięki za komentarz :D

      Usuń
  4. Des to ma przekichane. Wiem, jak boli poparzenie i jaka jest po nim skóra, więc moja wyobraźnia szybko zadziałała.
    Jej myśli nie były tak szalone. Zdziwiło mnie to, ale czy ta dzika część jej roztrzaskała się, gdy ta spadła z tylu metrów?
    Jej ojciec zachowuje się jak małe dziecko, które nie umie okazywać emocji. Może jego praca mu je wyssała? Pożyjemy, zobaczymy.
    Najważniejsze, że Des żyje!
    Moje walentynki to wznoszenie toastów za tych, co mają gdzieś to święto, yeee.
    Życzę weny.
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierzysz, że raz wylałam sobie (moje zakichane szczęście) połowę świeżo zaparzonej herbaty na nogę? Dalej mam po tym bliznę...
      Cieszę się, że ktoś to zauważył :D O taki efekt mi chodziło, z tymi myślami ;))
      No cóż, też wznoszę toast :))

      Usuń
  5. Biedna Des. Już myślałam, że nie żyje! Podobały mi się jej rozkminy, wkurzył mnie jej ojciec. Podobał mi się początek, rozmowa z mamą była świetnie napisana. Ten fragment o bramie był moim zdaniem najlepszy.
    Mi się właśnie kończą ferie, zostało mi jakieś 48 godzin... :( Życzę udanego wyjazdu, fajnych ferii, żebyś wolnego czasu nie przesiedziała tylko w internetach! No i weny!!!
    Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, odpowiadałam na komentarze wyżej, tak patrzę... Ilość komentarzy: 7. Coś jest nie tak :D
      Dziękuję :)) Nie wiedziałam, jak to ubrać w słowa, ale jak widać - udało mi się :D
      Dzięki :D Współczuję Ci z tymi feriami - ale ja też będę musiała przez to przejść :P

      Usuń
  6. Początek mi się nie podoba, ale ogólnie nie lubię fragmentów, które piszesz z perspektywy burmistrza. Ten jest jakiś dziwnie sztuczny, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie :p
    Fragment z mamą bardziej mi się podoba, jedyne co mi w nim nie pasuje to przedostatnie zdanie wypowiedziane przez matkę, pomijając to - naprawdę dobra część tego rozdziału
    "Przez następną godzinę karmią mnie i doprowadzają do porządku." - dopiero co wybudziła się ze śmierci klinicznej, a oni zaczynają ją karmić? Nie powinni podawać jej jakiś leków? robić badań? podłączyć do kroplówki? Nie znam się w sumie na tym, ale jakoś tak "karmienie i doprowadzanie do porządku" nie bardzo mi tutaj pasują :p
    Ostatni fragment jest świetny, końcówka to zdecydowanie najlepsza część tego rozdziału, a te przemyślenia Des naprawdę dobrze Ci wyszły
    Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i życzę dużo weny oraz udanych ferii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, wiem, ten rozdział wyszedł mi słabo xd
      Dziękuję ;)

      Usuń
  7. Przeżyła! Kamień spadł z serca D: ale przeraził mnie teraz opis jej wyglądu. Łał. Nawet sobie to wyobraziłam. Przeszły mnie ciarki. Szkoda mi Decimy. Serio. Ta jej długa rozkmina o tym, że jest sama i nikt jej nie kocha. Też bym tak myślała w jej stanie. Mam nadzieję, że jej się poprawi. Przynajmniej przy Karin się ruszyła!
    Czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie na nowy <3
    http://cien-nocy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam zamiar zrobić takie wrażenie :)) Tak... Karin jest tutaj dosyć ważna ;)

      Usuń
  8. Przeraził mnie opis jej wyglądu... Mam za bujną wyobraźnie.Wybacz! Kurdę jak czytam te wszystkie CUDOWNE blogi to robię się taka zazdrosna! CHCĘ TAK PISAĆ! *.* Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    http://blask-susan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to sobie wyobraziłam... no i te poparzenia :o
      Dziękuję :) chociaż są lepsze blogi niż ten :P

      Usuń
  9. rozdział jest... melancholijny. Nie mówię, że to źle! W opisie Des czułam tyle emocji, bólu, cierpienia i samotności. Strasznie podobała mi się też jej "rozmowa" z mamą. Generalnie opowiadanie jest bardzo dynamiczne w niektórych momentach, co świetnie oddaje nastrój jaki panuje po pożarze, nagłej śmierci, obudzeniu się. Bardzo duży plus!
    zapraszam do mnie, nasze-nigdy.blogspot.com i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :)) Także pozdrawiam ;)

      Usuń
  10. Boże, ona żyje! Jak dobrze... Wystraszyłam się, bo dawno tu nie zaglądałam i miałam dwa rozdziały do nadrobienia (przepraszam, ale ostatnio na nic nie mam czasu... teraz jestem chora, więc wszystko nadrabiam), a jak przeczytałam początek tego to naprawdę się przeraziłam.
    Potrafisz świetnie oddawać emocje... Chcę więcej! *-* Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    A tak swoją drogą, to szablon całkiem ładny ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyje... (chciałam dopisać "i ma się dobrze" ale, hahaha, nie :P)
      Dziękuję :D

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku, tak dawno mnie nie było że mi wstyd, no:((
    Ale narobiłam wszystkie rozdziały :)
    Dobrze, że Des żyje! Rozdział mi się spodobał, a najbardziej przemyślenia Des i to pisane z perspektywy burmistrza, nie wiem czemu ;o
    Całokształt oczywiście fantastyczny, czepnęłabym się może jakichś szczegółów, ale mało ważnych, więc pominę :D
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!! ♥
    Jak tam ferie? Też mam teraz i sobie odpoczywam, wreszcie XD Dodałam nowy rozdział, jakbyś chciała zajrzeć, i zmieniłam szablon.
    Zaraz zajrzę na twojego drugiego bloga!
    Pozdrawiam i duuuużo weny życzę xx ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakowało mi Ciebie ^^
      Czepiaj się, bo muszę się dużo jeszcze nauczyć... po prostu nie trzymam się szczegółów... :/
      Ferie? Byłam taka zabiegana, że nic nie napisałam :P
      Także pozdrawiam i zaraz zajrzę co nowego u Ciebie ^^

      Usuń
  13. No to zacznę od tego, że cieszę się, iż znalazłam Twojego bloga. *-* Przyznam się, że póki co przeczytałam, tylko 5 pierwszych rozdziałów, ale od razu mnie zaciekawiło. Główna bohaterką jest bardzo oryginalną postacią. Nie pamiętam, żebym u kogokolwiek czytała o rozpuszczonej córce burmistrza, która zgłasza się z własnej woli. Widać, że ma niezły charakterek. Styl pisania masz przyjemny do czytania. Ogólnie duży plus za fabułę. Kończę wywód i wracam do czytania. ;]
    Weny, pozdrawiam i zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. E tam, dziwny... Ważne, że ciekawy ;)
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale musiałam trochę nadrobić poprzednie rozdziały :) naprawdę piszesz super!
    Burmistrz tak naprawdę troszczy się o Des, ale za bardzo tego nie okazuje...
    Czekam na nexta!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  15. wreszcie uporałam się ze wszystkim i odpowiedziałam na Twoje pytania z LA :) trochę czasu minęło, pojawiło się sto nowych szablonów i zakładek, oraz cztery rozdziały, tak więc zapraszam serdecznie!

    zapraszam na 73-hunger i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń

Odpowiadam na każdy komentarz, jestem wdzięczna za każdą opinię. Dziękuję za każde słowo :))

Obserwatorzy